Adwokaci przekonywali, że wyrok może być orzeczony bez obecności Polańskiego i ograniczony do 42 dni aresztu, które oskarżony odsiedział już w 1978 roku. Wniosek poparła w piątek Samantha Geimer, która jako 13-latka w 1977 roku padła ofiarą Romana Polańskiego. Za pośrednictwem swojego prawnika Lawrence’a Silvera poprosiła sędziego o umorzenie sprawy ze względu na błędy w postępowaniu sądu i prokuratury lub o zaprzestanie starań o ekstradycję i wydanie wyroku in absentia. Według “Los Angeles Times” prawnik pani Geimer przekonywał również, że prokuratorzy prowadzący sprawę naruszyli przepisy konstytucji stanu Kalifornia, które nakazują konsultację z ofiarą przed wystąpieniem o ekstradycję oskarżonego.
Prokurator David Walgren odparł jednak ten zarzut, przekonując, że wielokrotnie próbowano skontaktować się z Samanthą Geimer, ale zaproszenia do spotkania były ignorowane. Na potwierdzenie swoich słów Walgren dołączył kopie 11 e-maili wysłanych do jej adwokata, z których pięć zawierało ofertę rozmowy w sprawie Polańskiego.
Rozprawa miała bardzo emocjonalny przebieg. Prokuratorzy podkreślali też, że twórca “Chinatown” musi pojawić się na sali sądowej w Los Angeles i nie wolno pozwolić mu na manipulowanie systemem sprawiedliwości. Jak relacjonował “New York Times”, sędzia zwrócił nawet uwagę Walgrenowi, by “nie zaogniał sprawy”, gdy ten mówił o Polańskim “uciekinier”, “kryminalista”, “gwałciciel dzieci”.
– On musi się tu pojawić – orzekł jednak w końcu Espinoza. Zaznaczył, że wyrok nie jest prawomocny. A adwokat Polańskiego Bart Dalton już zapowiedział apelację.
W piątek amerykańskie media przytaczały też opinie o Romanie Polańskim jego 43-letniej małżonki, aktorki Emmanuelle Seigner, która w wywiadzie dla magazynu “Elle” przekonywała, że w latach 70., gdy reżyser popeł-nił przestępstwo, społeczeństwo inaczej patrzyło na kwestię seksu czy narkotyków. – Mój mąż nigdy nie wierzył, że jest ponad prawem – podkreśliła.