Kadencja prezydenta przedłużona z sześciu do siedmiu lat, nieograniczone możliwości reelekcji, koniec autonomii banku centralnego, gospodarka socjalistyczna i blokada informacji na czas stanu wyjątkowego – to niektóre poprawki do konstytucji przyjęte przez wenezuelski parlament.
Wenezuelczycy mają miesiąc na zapoznanie się ze zreformowaną ustawą zasadniczą. To stanowczo za mało – twierdzi opozycja. Przełożenia na luty referendum konstytucyjnego zaplanowanego na 2 grudnia domagali się w ubiegłym tygodniu na ulicach Caracas studenci. Chociaż na znak pokoju pomalowali sobie ręce na biało, ich marsz na Zgromadzenie Narodowe przerwała brutalnie policja. Gaz łzawiący zmusił młodych Wenezuelczyków do odwrotu. Rozchodząc się, ustalili datę i miejsce kolejnego protestu: 3 listopada przed siedzibą Krajowej Rady Wyborczej.
Nowa, socjalistyczna konstytucja ma umożliwić Hugo Chavezowi, który rządzi swoim krajem dziewiąty rok, dokonanie – jak sam to określa – „rewolucji w rewolucji”. To właśnie on jest autorem 33 z 69 poprawek do ustawy zasadniczej z 1999 roku, będącej również jego dziełem. Pozostałe 36 wprowadził posłuszny mu parlament. Opozycji, która zbojkotowała wybory w 2005 roku, pozostało oburzenie, uliczne protesty i z góry skazane na niepowodzenie próby opóźnienia referendum. – Za późno się obudzili – mówi wiceprzewodnicząca parlamentu Desiree Santos.
Gromy posypały się na sześciu deputowanych umiarkowanej lewicowej partyjki Podemos (Możemy), którzy ośmielili się zaprotestować przeciwko dorzuceniu paru artykułów do konstytucji między drugim i trzecim czytaniem projektu. Chodziło im przede wszystkim o zapis pozwalający ograniczyć prawo mediów do informowania opinii publicznej podczas obowiązywania stanu wyjątkowego. Pozostałych 161 członków parlamentu okrzyknęłoich z tego powodu zdrajca-mi. – Oszustwo konstytucyjne! – odpowiedzieli.
Komentatorzy podkreślali, że w wenezuelskim parlamencie kontrolowanym przez Zjednoczoną Socjalistyczną Partię Wenezueli (PSUV) dawno nie było takiego pluralizmu.