– Tak jak Horton chroni maleńkie istoty, tak my powinniśmy chronić nienarodzone dzieci – mówi w rozmowie z „Rz” Kristi Burton, jedna z liderek ruchu ochrony życia w Kolorado. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Horton, na którego powołuje się ta 20- letnia studentka prawa, to słonik ze znanej wszystkim Amerykanom bajki. Animowany film „Horton słyszy Ktosia”, oparty na klasyku amerykańskiego bajkopisarstwa o tym samym tytule, wszedł przed tygodniem na ekrany w USA, osiągając z marszu wielki sukces kinowy i kasowy. Popularność Hortona chcą wykorzystać obrońcy życia poczętego.
– Osoba to osoba, choćby nie wiem jak mała – mówi w wierszu Horton, odkrywszy mikroskopijną planetę na płatku kwiatka koniczyny. I choć nikt nie wierzy słoniowi w jego opowieści o niewidzialnym świecie zamieszkanym przez miliony Ktosiów, Horton ze wszystkich sił chroni jego mieszkańców przed grożącymi im na Ziemi niebezpieczeństwami.Historia ta zrodziła się pół wieku temu w głowie Theodora Seussa Geisela, amerykańskiego odpowiednika Brzechwy i Tuwima w jednym, znanego wszystkim dzieciom w USA po prostu jako Dr Seuss. Dla wielu bojowników o ochronę życia poczętego wiersz Dr. Seussa to antyaborcyjna alegoria.
Grupa tych szczególnych miłośników Hortona dała o sobie znać podczas uroczystej premiery filmu w Los Angeles. Gdy Jim Carey, który użycza słoniowi głosu w filmie, wypowiedział słynne słowa o małej osobie, na sali rozległy się krzyki demonstrantów przypominających o tysiącach aborcji dokonywanych w Ameryce. – Myślałem, że jakiś wariat dostał ataku na widowni – skomentował protest prawnik Karl ZoBell, który reprezentuje interesy autora i jego rodziny od niemal 40 lat.
Według ZoBella wdowa po autorze Audrey Geisel jest przeciwna wykorzystywaniu Hortona do celów politycznych. – Nie podoba jej się, że ludzie próbują gwałtem wykorzystywać stworzone przez niego postaci do własnych, politycznych interesów – dodaje ZoBell. Sam Dr Seuss był temu przeciwny za życia. I nie chodziło o jego poglądy na konkretną sprawę, lecz o zasadę: był też przeciwny używaniu imienia Grincha, odrażającego bohatera słynnego wiersza Dr. Seussa, w życiu publicznym. Politycy do dziś lubią jednak określać tym mianem politycznych rywali.
Kristi Burton twierdzi, że z krzykami podczas gali w Los Angeles jej organizacja nie ma nic wspólnego i podkreśla, że stara się nie naruszać niczyich praw autorskich. – Doskonale rozumiem obawy rodziny Dr. Seussa, ale jego bohaterowie żyją własnym życiem. To, co mówi Horton, jest zarazem bardzo proste i niezwykle głębokie. Trudno w lepszy sposób ująć to, o co nam chodzi – mówi.