Niespełna 800 przypadków w 17 krajach świata – w tym 20 śmiertelnych. Takie są ostatnie statystyki dotyczące wirusa H1N1, czyli świńskiej grypy. Dla rosnącej liczby komentatorów w USA to dowód na to, że alarmistyczne doniesienia z ostatnich dni były mocno przesadzone.
Federalne ośrodki kontroli chorób (CDC) przyznają, że dokładne badania zdają się to potwierdzać. Amerykański odpowiednik sanepidu ostrzega jednak, że jest za wcześnie na wydawanie ostatecznych ocen, bo wirus może teraz osłabnąć, by powrócić ze zdwojoną siłą w sezonie grypowym za parę miesięcy. W podobnym tonie wypowiadał się w cotygodniowym wystąpieniu radiowym w sobotę prezydent Barack Obama.
– To nowy szczep wirusa grypy, a ponieważ nie nabraliśmy jeszcze odporności na niego, może wyrządzić nam większą szkodę. Na razie w naszym kraju nie okazał się tak silny czy tak zabójczy jak w Meksyku. Nie mamy pewności, dlaczego tak się dzieje, więc podejmujemy wszelkie koniecznie środki ostrożności, na wypadek gdyby wirus rzeczywiście przeistoczył się w coś gorszego – wyjaśnił Obama.
Tymczasem Meksyk uspokaja. – Epidemia jest w fazie cofania się – mówił minister zdrowia tego kraju Jose Angel Cordova. Szczyt zachorowań odnotowano między 23 i 28 kwietnia, teraz ich liczba powoli spada.
Wśród krajów europejskich najwięcej przypadków odnotowała na razie Hiszpania – według ostatnich danych było tam 40 chorych. Ale wywołana świńską grypą panika rozprzestrzeniała się szybciej od samego wirusa. W Hongkongu objęto przymusową kwarantanną gości hotelu (w tym Polaków), w którym wykryto przypadek infekcji H1N1. A w Egipcie rozpoczęto akcję wybijania tysięcy świń, mimo że WHO powtarza, iż nic nie wskazuje na to, by człowiek mógł się zarazić bezpośrednio od świni.