To decyzja o wymiarze symbolicznym – mówiła minister sprawiedliwości Claudia Bandion-Ortner. Za rehabilitacją głosowali deputowani rządzącej koalicji kanclerza Wernera Faymanna: Socjaldemokratycznej Partii Austrii (SPÖ) i Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP). Posłowie nacjonalistycznej Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) i Sojuszu na rzecz Przyszłości Austrii (BZÖ) nie kryli oburzenia. – Nie możemy rehabilitować zdrajców narodu austriackiego! – krzyczał z trybuny szef FPÖ Heinz-Christian Strache.
Uchwała głosi, że wyroki sądów wojskowych III Rzeszy dotyczące dezercji, odmowy służby z powodu obiekcji czy siania defetyzmu były niesprawiedliwe. Nie mówi nic o odszkodowaniach dla rehabilitowanych. Radykalna prawica przez lata sprzeciwiała się rehabilitacji żołnierzy, którzy nie chcieli walczyć za Hitlera. Jej zdaniem zostali skazani słusznie. Gdy przed rokiem bulwarowy dziennik „Krone” poruszył ten temat, trzeba było przerwać dyskusję internetową, bo większość uczestników wulgarnie atakowała żołnierzy, którzy odmówili służby w hitlerowskiej armii.
– Przez wiele lat nie mogliśmy się doczekać sprawiedliwości. Dziś mamy uchwałę, ale większość z nas już nie żyje – mówi z goryczą 75-letni Richard Wadani, szef stowarzyszenia Sprawiedliwość dla Ofiar Reżimu Nazistowskiego.
Podczas II wojny światowej zdezerterowało z Wehrmachtu ponad 4000 austriackich żołnierzy. Sądy wojskowe wydały 1400 wyroków śmierci. Żyje około 300 osób, którym udało się uniknąć stracenia. Richard Wadani domaga się, by rząd postawił jego kolegom pomnik, jak ten wzniesiony w Niemczech po decyzji Bundestagu o rehabilitacji dezerterów w roku 2002.
[i]Masz pytanie,wyślij e-mail do autora [mail=a.niewiadowski@rp.pl]a.niewiadowski@rp.pl[/mail][/i]