29 września 2006 roku Joan Najbar z Duluth w Minnesocie wysłała list do syna – Sama Einingera, służącego w Gwardii Narodowej. Po dwóch tygodniach dostała go z powrotem List był opatrzony czerwoną pieczęcią „deceased” (zmarł).
Załamana 58-letnia kobieta skontaktowała się z pracownikami Amerykańskiego Czerwonego Krzyża, aby się dowiedzieć, gdzie i w jakich okolicznościach zginął jej syn. To dzięki nim tego samego wieczoru dowiedziała się, że jej syn wcale nie zginął i nadal służy w Iraku.
– Byłem na patrolu, gdy dostałem informację, żebym zadzwonił do mamy – wspomina 24-letni Sam Eininger, obecnie student ochrony środowiska na Uniwersytecie Minnesoty. – Zadzwoniłem natychmiast po powrocie, a mama opowiedziała mi, co się stało – relacjonuje, cytowany przez „Boston Herald”.
Najbar domaga się teraz przeprosin od amerykańskiej poczty. Pocztowcy, wyjaśniając jej skargę, nie dopatrzyli się jednak żadnego zaniedbania. Kobieta złożyła więc w sądzie w Minneapolis pozew, w którym żąda odszkodowania za olbrzymi stres, a także za koszty, które poniosła w związku z tym incydentem.
Adwokat matki żołnierza Jeff Eckland chce wyjaśnić, czy incydent z pieczęcią mógł mieć jakikolwiek związek z antywojennym protestem, który jego klientka zorganizowała na schodach głównego urzędu pocztowego w Duluth. Najbar znana jest bowiem z tego, że przez ostatnich kilka lat publicznie sprzeciwiała się amerykańskiej interwencji w Iraku. W grudniu 2005 roku przeprowadziła m.in. protest na schodach stanowego Kapitolu.