Nie urodził się w czepku, ale w ubogiej rolniczej rodzinie. I wielokrotnie zmagał się z biedą. Pierwsze plastyczne próby wykonywał patykiem na piasku. Blok rysunkowy z czystymi kartkami nawet mu się nie śnił. Przedmiot zbytku nieobjęty rodzinnym budżetem. – Smarowałem na każdym wygospodarowanym skrawku papieru czy gazety – opowiadał. – Nigdy bym nie pomyślał, że za kilkadziesiąt lat pogniecione, wydarte papierzyska wejdą w modę. Z musu antycypowałem trend.
Miał 11 lat, gdy wybuchła wojna. Dziecko pułku, przywdział mundur, zanim osiągnął metrykalną dorosłość. Strój, który przez kilka kolejnych lat stanowił jego wyjściową kreację. Pojawił się w nim w 1946 roku w… Zachęcie. Bo po wyzwoleniu w pomieszczeniach narodowej galerii urządzono prowizoryczne pracownie Akademii Sztuk Pięknych, która jeszcze nie miała siedziby. Kolejny raz wspinał się po wysokich zachętowskich schodach w 1957 roku. Tym razem w garniturze, jak przystało na autora debiutującego pierwszą indywidualną wystawą.
Niebywały splendor jak na 29-latka.Jego kariera zaczęła się w 1955 roku, kiedy uczestniczył w przełomowej manifestacji młodej polskiej plastyki zwanej skrótowo „Arsenalem”. Prezentacja nosiła podtytuł „Przeciw wojnie, przeciw faszyzmowi”. Wystąpił z ideologicznie obojętnym, ponadczasowym tematem „Macierzyństwo”, przedstawionym w cyklu drzeworytów.
– Techniki graficzne były o wiele tańsze od malarstwa. A my, młodzi, bez kasy, napaleni na robotę. Żeby nie trwać w bezczynności, łapaliśmy się za linoryty lub litografie – wspominał artysta.
Seria „Macierzyństwo” – efekt codziennych obserwacji autora, któremu właśnie urodził się syn – zwróciła uwagę krytyki. Rok potem pokazano ją na 26. Biennale Sztuki w Wenecji.