To polska premiera: 170 prawie nikomu nieznanych prac z Muzeum Narodowego we Lwowie im. Andrzeja Szeptyckiego. Wystawa dla smakoszy rysunku ceniących klasyczny warsztat. Dla tych, dla których uprawianie sztuki łączy się z innymi umiejętnościami: techniczną maestrią, znawstwem anatomii, oddawaniem stanów emocjonalnych przez mowę ciała i mimikę.
Te przymioty straciły dziś na znaczeniu – jednak jeszcze wiek temu były w cenie, zwłaszcza u tradycjonalistów, takich jak arcybiskup Andrzej Szeptycki, metropolita lwowski i halicki.
Pełnił tę funkcję prawie pół wieku, w latach 1900–1944. Jako człowiek światły zgromadził imponującą kolekcję rysunku. W 1905 roku założył Fundację Muzeum Kościelne, której zasoby przekazał osiem lat później narodowi ukraińskiemu w darze. Wkrótce potem kolekcję podniesiono do rangi lwowskiego Muzeum Narodowego.
Pierwszy raz w Polsce
I oto po raz pierwszy mamy okazję się zapoznać z wyborami metropolity Szeptyckiego. Niewątpliwie miał upodobania mało awangardowe. Ale na szczęście nie do końca podzielał „oficjalne" gusty. Czasem pozwalał sobie na odważne, niekonwencjonalne decyzje. W jego zbiorze tematycznie królują sceny religijne i mitologiczne, jednak nie zabrakło kobiecych aktów (w średniowieczu zakazanych, od początku renesansu przemycanych przy okazji wątków mitologicznych) oraz portretów. Tych prawdziwych, rysowanych z żywych modeli, a nie z gipsowych popiersi – które choć poprawne, mają nieznośną martwotę w oczach.
Co do autorów: hierarcha miał szacunek dla szkoły włoskiej doby późnego renesansu, baroku i klasycyzmu. Docenił też artystów niemieckich i niderlandzkich tamtej epoki. Wśród nazwisk można znaleźć te największe: Michał Anioł, Agostino Carracci, Tintoretto, Tycjan, Anton van Dyck, Giovanni Battista Tiepolo, Guido Reni, Francisco Goya. Są też mniej u nas znani, choć za życia święcący triumfy w swej rodzimej Wenecji – np. Francisco Novelli, Giovanni Battista Pittoni, Andrea Schiavone.