Leon Tarasewicz , malarz
[b]Rz: Bryły, kolory, a wszystko oprawione światłem. Od kilku lat nie wystawiał pan indywidualnie w Warszawie. Powrót z taką instalacją zaskakuje. To efekt zamierzony?[/b]
Leon Tarasewicz: Uważam, że wystawiam w Warszawie wystarczająco często, żeby zaznaczyć tu swoją obecność. Przygotowując tę wystawę, nie myślałem więc o tym, by kogoś zaskoczyć swoim powrotem. Celowo skupiłem się na pracy z kolorem w tworzywie, jakim jest pleksi. Postanowiłem wykorzystać przy tym sztuczne światło. Artysta musi się po prostu zmieniać. Kolejna wystawa i kolejny pomysł. Tak to już jest – również w moim przypadku.
[b]Podobną świetlną konstrukcję chciał pan stworzyć w Białymstoku. [/b]
Podobną, ale na zdecydowanie większą skalę. Tamta instalacja miała być prezentowana w przestrzeni otwartej, przed Pałacem Branickich i na fasadzie Uniwersytetu Białostockiego. Skończyło się niestety na etapie projektu. Realizacje niektórych pomysłów po prostu potrzebują większych środków, na co nie zawsze są fundusze w mniejszych ośrodkach. Tymczasem tutaj mogłem pozwolić sobie na działanie na mniejszą skalę, ale skuteczne. Zmierzyłem się z inną, zamkniętą galeryjną przestrzenią. Wszystkie prace zostały stworzone z myślą o tym konkretnym miejscu. Od początku dokładnie wiedziałem, na jakiej ścianie umieszczę dany obraz.