Inna strona lustra

Olafur Eliasson kreuje sztukę z cienia i światła, z pary, lodu i powietrza - o wystawie Duńczyka pisze Monika Małkowska z Berlina

Publikacja: 22.07.2010 19:15

„Mikroskop” - zbudowany z luster budził niepokój – obserwujemy, czy jesteśmy obserwowani?

„Mikroskop” - zbudowany z luster budził niepokój – obserwujemy, czy jesteśmy obserwowani?

Foto: JENS ZIEHE © STUDIO OLAFUR ELIASSON

Salomon z pustego nie naleje – a Eliasson, Duńczyk mieszkający od 15 lat w Berlinie – jak najbardziej. Wykorzystuje do tego powszechnie znane prawa fizyki, zmiany temperatur oraz budowę kryształów. Żadnej magii, żadnych filozoficznych idei. Po prostu podgląda naturę i ujarzmia efemeryczne zjawiska. Efekty – jak w Krainie Czarów.

[srodtytul] Wewnętrzne oko [/srodtytul]

Tak czułam się na wystawie w berlińskiej galerii Martin-Gropius-Bau, gdzie Olafur Eliasson (rocznik 1967) ma wielką prezentację. Jej tytuł można przetłumaczyć "Wewnętrzne miasto z zewnątrz". Prace, w większości wykonane specjalnie na tę okazję, zajmują całe piętro (przestrzeń porównywalna z Zachętą). Spacer po dziewiętnastu pomieszczeniach to przygoda, podczas której napięcie rośnie. W każdej sali inna instalacja. Całość tworzy perfekcyjnie skomponowany spektakl z mocną puentą.

Żeby przekonać odbiorcę, jak nierealna jest rzeczywistość, Olafur nakręcił dziesięciominutowe wideo w centrum Berlina. Jeździł po mieście z wielkim lustrem zamontowanym na dachu samochodu i rejestrował odbicie. Ten prosty zabieg wystarczył, aby widzieć metropolię z dwóch perspektyw jednocześnie. Nazwa tej pracy ("Wewnętrzne miasto") została rozciągnięta na cały show.

Zwierciadlana zabawa zaczyna się od wejścia. Tuż za progiem odbiorca wstępuje na wąską ścieżkę z granitowych płyt, ciągnącą się przez 27 metrów. Dookoła – nic więcej, puste ściany. "Jak u Bałki", przemknęło mi przez głowę. Na moment. W drugiej sali zamajaczyło na ścianie coś, co wyglądało jak tafla wody, koślawo odbijająca sylwetki wchodzących. Wielka lustrzana powierzchnia powstała z cieniutkiej, rozedrganej stalowej blachy, rozpiętej na magnesach.

Kontynuacją przygody z nieostrym odbiciem okazał się "Twój niepewny cień", czyli rysujący się na ścianie cień każdego z wchodzących. W jednym pomieszczeniu rozdzielał się na siedem różnobarwnych sylwet, w następnym – mnożył się przez pięć postaci w pastelowo-tęczowych odcieniach; kolejna instalacja sprawiała, że rozszczepiał się na aureole w tonacji zieleni i różu.

Potem dostaliśmy trochę konkretów: w "Pokoju modeli" na wielkim podeście spiętrzono miniatury późniejszych monumentalnych konstrukcji; pomiędzy nimi na monitorach prezentował się autor w pracownianych działaniach. Jakby mówił – nie mam niczego do ukrycia, taki oto jest mój warsztat, każdy może go skopiować. Mało kto jednak potrafi wykonać tak misterne konstrukcje przywodzące na myśl kryształy lub zgeometryzowane molekuły – niezwykle skomplikowane struktury, fascynujące precyzją. Po prostu piękne…

[srodtytul]Pułapka czarnej dziury [/srodtytul]

Znalazłam także instalację, w której Eliasson krzyżuje konstruktywizm z kinetyką, op-art i psychofizjologię widzenia. Na pozór banał. Teatr cieni. Dwie prostokątne formy w interakcji. Biały ekran poprowadzony przez środek sali, na nim z dwóch stron identyczne projekcje: zielony prostokąt ustawia się grzecznie w różowej ramce, by zaraz z niej wyjść, kręcąc się pod różnymi kątami. Co niezwykłe – bliźniacze efekty dają odmiennie animowane obiekty! Niejako pozytyw i negatyw ruchu. W ten prosty sposób artysta uzmysławia, że rewers i awers każdego zjawiska to jedność. Tylko ze względu na naszą ograniczoną percepcję nie potrafimy tego dostrzec.

To było wyciszone preludium przed największymi emocjami. Ostatnie sekwencje eskapady z Eliassonem już nie dzieją się na Ziemi. Widz wpada w kosmos. Dotyka gwiazd, słońc. Wrażenie trochę podobne jak w finale "Odysei kosmicznej 2001".

W wielkiej hali zalewa nas, wręcz topi słoneczne światło. Dookoła śmigają konstelacje, w istocie będące "zajączkami", odbitym światłem lustrzanych struktur. Z tego oszalałego nieboskłonu wchodzi się w tunel. Podłoże pod nogami drga, załamuje się. A może tak się tylko wydaje, bo dookoła sklepienie lustrzane, rozwibrowane, odbijające postać ludzką pod różnymi kątami. Przeżyłam chwilę grozy: trap załamie się i trafię w międzyplanetarną pustkę…

Rzeczywiście, w kolejnym pomieszczeniu weszłam w czarną dziurę. Piekielne czeluście co ułamek sekundy rozjaśniał piorun. Towarzyszył mu dźwięk przypominający uderzenia bicza. Nieprzyjemne doznanie. Jakby natura straszyła zbyt dumnych mieszkańców Ziemi, zanadto pewnych swej przewagi nad pramaterią. W kontekście ekologicznych katastrof i klęsk żywiołowych odebrałam to jako głos przywołujący do opamiętania. Czy Eliassonowi zaświtała w głowie podobna idea? Nie mam pojęcia, ale przecież odbiór dzieła to kwestia skojarzeń.

A chcecie znać prawdę? W stroboskopowym świetle jarzył się jak błyskawica strumień wody. Uderzał o podłogę, dając audiowizualny efekt. Oto cały sekret. Ale nawet poznawszy go, pozostajemy bezradni wobec prawdziwej tajemnicy sztuki.

[i] Wystawa czynna do 9 sierpnia[/i]

Rzeźba
Rzeźby Abakanowicz wkroczyły na Wawel. Jej drapieżne ptaki nurkują wśród drzew
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Rzeźba
Salvador Dalí : Rzeźby mistrza surrealizmu
Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu