– Już nazwą czwartej edycji imprezy nawiążemy do słynnego wydarzenia sprzed czterech dekad – mówi Sylwia Szymaniak, która z Sarmenem Beglarianem jest kuratorem rozpoczynającego się w piątek festiwalu.
Biorąc jednak pod uwagę rozmach tamtej imprezy, zestawienie jest nieco na wyrost. – Mamy tego świadomość. Niemniej liczymy, że nasz festiwal rozpocznie dyskusję wokół pozostałych po tamtym wydarzeniu rzeźb – mówi Szymaniak.
A rozmowa jest potrzebna. Z kilkudziesięciu dawnych prac zostało kilkanaście. Część odnowionych stoi w pasie zieleni ul. Kasprzaka, część popada w ruinę przy ogrodzeniu parku Szymańskiego. Tylko najsłynniejsza – „Żyrafa” Władysława Frycza z ul. Górczewskiej – wkrótce może zostać objęta należytą opieką.
– Zabiegamy o to, by przenieść ją do parku Moczydło – zdradza Szymaniak.
To m.in. o tym, czy taka przeprowadzka to dobry pomysł, można będzie porozmawiać podczas towarzyszących festiwalowi debat. Jego główną częścią będą jednak wystawy.