Rzecznik rządu Piotr Müller w poniedziałek przeprosił w imieniu premiera za sytuację, do której doszło kilka dni temu na Śląsku. Mateusz Morawiecki siadł przy restauracyjnym stoliku, nie zachowując stosownego dystansu, a później tłumaczył, że ten dystans to tylko zalecenie, a nie twardy przepis. Minister Müller przyznał, że premier został wprowadzony w błąd. Oczywiście można by się zżymać, że to dość dziwne tłumaczenie. Widać jednak, że premier szybko zareagował na kryzysową sytuację. Złamał zalecenia, zrozumiał, że popełnił błąd, postanowił więc ustami swego rzecznika przeprosić. Umiejętność przyznania się do błędu jest w polityce rzadką cechą, dlatego warto ją docenić. Tym bardziej że przedstawiciele PiS bardzo często przeprosiny uważają za przejaw słabości.
Na czym polegał błąd Morawieckiego? Na tym, że zignorował przepisy, które obowiązują restauratorów i klientów, i zachował się tak, jakby władza była ponad prawem. Nawet minister zdrowia stwierdził, że premier i inni goście w odwiedzanym lokalu powinni siedzieć dalej od siebie. Morawiecki zareagował szybko, by nie przyczynić się do twierdzenia, że w państwie PiS są równi i równiejsi.
Zapewne premier wyciągnął wnioski z wydarzeń 10 kwietnia. Główny zarzut wobec Jarosława Kaczyńskiego polegał właśnie na tym, że odwiedził grób matki przy okazji uroczystości upamiętnienia katastrofy smoleńskiej, choć policja w całym kraju apelowała, by nie odwiedzać cmentarzy, i groziła mandatami za wychodzenie z domu w sytuacjach, które nie wiązały się z egzystencjalną koniecznością. Stąd powstało wrażenie, że wobec restrykcji są równi i równiejsi. Jednym z przykładów społecznego oburzenia była piosenka Kazika „Twój ból jest lepszy niż mój".
Wtedy jednak PiS przyjął zupełnie inną taktykę. Politycy partii rządzącej bronili prezesa, twierdząc, że żadnych przepisów nie złamano, a krytykowanie Jarosława Kaczyńskiego za wizytę na cmentarzu 10 kwietnia jest barbarzyństwem. Obywatele byli odmiennego zdania. Co ciekawe, gdyby wtedy ktoś z PiS w imieniu prezesa przeprosił, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Przede wszystkim tematu nie byłoby tak długo w mediach. Nie byłoby też piosenki Kazika. A gdyby Kazik nie nagrał piosenki, nie wygrałaby ona trójkowej Listy Przebojów i nie doszłoby do próby ocenzurowania utworu. Nie zyskałby on tak ogromnego rozgłosu, a w efekcie nie doszłoby do kryzysu politycznego i wizerunkowego obozu dobrej zmiany.