Musimy się na coś zdecydować. Albo chcemy narzekać, że w parlamencie roi się od miernot, albo chcemy z niego eliminować człowieka wybitnego, który – tak, nie jest aniołem, tak, okazał słabość – ale na senatora nadaje się jak mało kto. Czy Senat będzie bez wybitnego prawnika Piesiewicza lepszy czy gorszy? Oczywiście, że gorszy. Szczególnie że do policzenia wybitnych senatorów wystarczą palce obu rąk. Borusewicz, Romaszewski, Cimoszewicz, Andrzejewski, jeszcze kilka osób. I tyle. Nie chcemy Piesiewicza w Senacie? Nie chcemy, by kandydował? Czyli – jak rozumiem – Piesiewicz powinien być pozbawiony prawa do kandydowania, a np. senatorowie z PiS, panowie Bender, Cichoń, Kraska i Ryszka pielgrzymujący do wspierającego antysemitów pana Kobylańskiego, któremu oddają hołdy, mają z tego prawa skorzystać. Dlaczego? Bo rozgrzeszenie daje im ojciec Rydzyk, a Piesiewicz nie dostał rozgrzeszenia od „Super Expressu"?

Zdaniem Tomasza Lisa:

Piesiewicz, tak uważam, ma obowiązek kandydować. Nie tylko dlatego, że niekandydowanie byłoby pośrednim przyznaniem się do winy, byłoby zwycięstwem szantażystów i medialnych naganiaczy. Wyborcy powinni mieć prawo powiedzieć, co myślą o kandydacie Piesiewiczu. Również o tym, jak ważą zasługi całego życia i wstydliwy epizod sprzed kilku lat. I my, i Krzysztof Piesiewicz musimy ten wyrok wyborców przyjąć z szacunkiem i pokorą. Niezależnie od tego, jaki będzie.

Czy apel Lisa wystarczy, aby Piesiewicz dostał się do Senatu? Sam zainteresowany twierdzi, że nie podjął jeszcze decyzji o starcie w wyborach. Dziwi nas jedno - że Lis nie wpadł na pomysł, iż Piesiewicz może mieć po prostu dość polityki.