Na portalu tvp.info czytamy:
Praska prokuratura badała sprawę ewentualnego niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez urzędników i funkcjonariuszy publicznych kancelarii prezydenta, premiera, MSZ, MON, polskiej ambasady w Moskwie w związku z przygotowaniami w 2010 r. lotów do Smoleńska – premiera z 7 kwietnia i prezydenta z 10 kwietnia. Chodziło o przygotowania w okresie od września 2009 r. do 10 kwietnia 2010 r. Termin prowadzenia tego śledztwa był zaplanowany na okres do 30 czerwca.
Bogdan Wróblewski z "GW" skomentował:
Ani w kancelariach premiera i prezydenta, ani w MSZ, ani w MON prokuratura nie znalazła osób, które można obarczyć karną odpowiedzialnością za przygotowanie wizyt premiera i prezydenta w Smoleńsku w kwietniu 2010 r. (...) Skąd więc umorzenie? Osoba znająca kulisy śledztwa mówi: ''Niedopatrzenia były, ale odpowiedzialność za nie trudno przekłada się na paragrafy''. Zwłaszcza że cała sfera organizacji lotów najważniejszych osób w państwie pełna była wówczas prawnych luk. Prokuratorzy, nie mogąc przypisać odpowiedzialności konkretnym osobom, muszą nawet bulwersującą sprawę kończyć umorzeniem. A to zwiastuje w nadchodzącym tygodniu polityczną burzę.
Do tej pory jedyną osobą, która kilka dni temu usłyszała zarzuty, jest były zastępca szefa BOR, generał Paweł Bielawny. Gdzie my żyjemy?