Premier Donald Tusk w końcu przełamał milczenie. Zapewniał, że syna przekonywał by nie współpracował z firmami Marcina Plichty wyłącznie na podstawie znanej w Gdańskiej wiedzy, a nie na podstawie informacji służb specjalnych, gdyż jak dawał do zrozumienia, że tych, do nie dawna, nie miał. „Moje służby (specjalne – red.) nie zajmują się moim synem” – zastrzegł.
Charakterystycznie odpowiedział na pytanie o konflikt interesów Michała Tuska (pracował zarówno dla lotniska, jak i dla jednej z linii lotniczych, gdy ich interesów:
Wydaje mi się, że mój syn – niezależnie od tego, że ja bym to może inaczej robił i był bardziej powściągliwy – został w ciągu ostatnich dni tak brutalnie prześwietlony każdego dnia, co do swoich intencji, tego co robił, tak że moje wydaje mi się zupełnie zbędna. I jeśli o coś mogę państwa prosić, to o oto by nie dokładać do czegoś co jest prawdziwe czegoś, co nieprawdziwych, bo to co jest – jest wystarczająco interesujące.
Sprecyzował, że ma na myśli samochód, którego nie podarował synowi. Jak pisało „Wprost” Michał Tusk wziął go w leasing dzięki zleceniu dla jego firmy od Lotniska im. Lecha Wałęsy i właśnie OTL Express. Po chwili premier przypomniał sobie pytanie o konflikt interesów, zapewnił:
To są pytania do władz lotniska. Mnie wyjaśnienia mego syna przekonują. To, że w interesie lotniska było to, aby jak najwięcej przewoźników korzystało jak najwięcej przewoźników jest dość oczywiste. Z jego relacji publicznych nie widzę, by jego działania były na czyjąkolwiek szkodę. Wręcz przeciwnie. (…) To nie mój syn jest negatywnym bohaterem sprawy Amber Gold, choć w ostatnich dniach można odnieść wrażenie, że to mój syn założył Amber Gold, a ktoś inny występuje w roli moralnego mentora. To nie tylko nadużycie, ale rzecz niedopuszczalna. Jestem przekonany, że mój syn będzie wstanie wyjaśnić każdy najmniejszy szczegół tej sprawy, tak jak mnie wyjaśnił. Mam do niego pełne zaufanie.