Niby doświadczenie powinno już nas nauczyć, że nic, co wychodzi z ust (bądź pióra) Stefana Niesiołowskiego nie powinno nas już dziwić. Granice śmieszności poseł PO przekroczył już bowiem dawno temu. Mimo to nadal budzi emocje: w niektórych - bardziej kulturalnych ludziach - budzi niesmak, w innych z kolei - radość z gatunku tych, jaką odczuwa się patrząc na samoośmieszającego się klauna. Tymczasem Niesiołowski znów błysnął, testując kolejne granice kompromitującego komizmu.
W swoim stylu zagroził procesem felietoniście Newsweeka Marcinowi Mellerowi za niewinną wzmiankę na temat jego przeszłości (wzmiankę prawdziwą). Swój zupełnie niezwiązany z (ani nawet ścisłą polityką) felieton Meller zakończył takim zdaniem:
"A ja uważam, że disco polo jest naprawdę prymitywne i bezwartościowe, kibole zdrowo przesadzają, ale śmieszy mnie jak cholera interpretacja sławetnej pieśni 'Ona tańczy dla mnie' w wykonaniu kibiców Legii na stadionie w Szczecinie. A sam utwór chodzi za mną jak swego czasu Stefan Niesiołowski za Jarosławem Kaczyńskim, żeby ten go łaskawie przyjął do PiS. Ale się nim brzydzę! Utworem, znaczy się."
Na odzew nie trzeba było długo czekać. Opowiada Meller:
Szybko zareagował jeden z czytelników, konkretnie Stefan Niesiołowski, publikując na stronie Platformy Obywatelskiej wpis pt. „Kłamstwo pana Marcina Mellera" a w nim: „Od 2000 roku nie rozmawiałem z p. Kaczyńskim, nigdy też nie prosiłem go o przyjęcie do PiS. Jest to celowo rozpowszechniane pisowskie kłamstwo mające na celu zdyskredytowanie mnie. Proszę p. Mellera o przeproszenie mnie za to pomówienie, jeśli tego nie zrobi to spotkamy się w sądzie."