Reklama

Meller: Największą zbrodnią PiS-u było odrzucenie Niesiołowskiego

Stefan Niesiołowski grozi Marcinowi Mellerowi sądem za sugestię, że ten chciał być w PiSie, ale go tam odrzucili

Publikacja: 10.01.2013 16:42

Meller: Największą zbrodnią PiS-u było odrzucenie Niesiołowskiego

Foto: Fotorzepa, Jakub Dobrzyński

Niby doświadczenie powinno już nas nauczyć, że nic, co wychodzi z ust (bądź pióra) Stefana Niesiołowskiego nie powinno nas już dziwić. Granice śmieszności poseł PO przekroczył już bowiem dawno temu. Mimo to nadal budzi emocje: w niektórych - bardziej kulturalnych ludziach - budzi niesmak, w innych z kolei - radość z gatunku tych, jaką odczuwa się patrząc na samoośmieszającego się klauna. Tymczasem Niesiołowski znów błysnął, testując kolejne granice kompromitującego komizmu.

W swoim stylu zagroził procesem felietoniście Newsweeka Marcinowi Mellerowi za niewinną wzmiankę na temat jego przeszłości (wzmiankę prawdziwą). Swój zupełnie niezwiązany z (ani nawet ścisłą polityką) felieton Meller zakończył takim zdaniem:

"A ja uważam, że disco polo jest naprawdę prymitywne i bezwartościowe, kibole zdrowo przesadzają, ale śmieszy mnie jak cholera interpretacja sławetnej pieśni 'Ona tańczy dla mnie' w wykonaniu kibiców Legii na stadionie w Szczecinie. A sam utwór chodzi za mną jak swego czasu Stefan Niesiołowski za Jarosławem Kaczyńskim, żeby ten go łaskawie przyjął do PiS. Ale się nim brzydzę! Utworem, znaczy się."

Na odzew nie trzeba było długo czekać. Opowiada Meller:

Szybko zareagował jeden z czytelników, konkretnie Stefan Niesiołowski, publikując na stronie Platformy Obywatelskiej wpis pt. „Kłamstwo pana Marcina Mellera" a w nim: „Od 2000 roku nie rozmawiałem z p. Kaczyńskim, nigdy też nie prosiłem go o przyjęcie do PiS. Jest to celowo rozpowszechniane pisowskie kłamstwo mające na celu zdyskredytowanie mnie. Proszę p. Mellera o przeproszenie mnie za to pomówienie, jeśli tego nie zrobi to spotkamy się w sądzie."

Reklama
Reklama

Publicysta się nie jednak groźbą nie przejął, udowadniając, że mówił prawdę. I wbijając kolejne szpile posłowi PO.

Nie dziwię, że Niesiołowski dostał żyły i tym wściekłym atakiem już tak ponad dekadę reaguje. Jak to w miłości: chłopaki najlepiej pamiętają te dziewczyny, które nimi wzgardziły. I sądzę, że powinien również pozywać do sądu każdego, kto mu przypomni co w tym roku 2001 mówił o takiej jednej partii co się nazywała Platforma Obywatelska: „Uważam, że PO to twór sztuczny i pełen hipokryzji. Oni nie mają właściwie żadnego programu. (...) Platforma jest przede wszystkim wielką mistyfikacją. (...) W istocie jest takim świecącym pudełkiem. Mamy do czynienia z elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny lub nowym wydaniem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, której kilku liderów znakomicie się odnalazło w PO. (...) PO najprawdopodobniej skończy tak jak wszystkie ruchy, które spaja jedynie cynizm, hipokryzja i konformizm."

A na końcu bezlitośnie puentuje:

Znany jest powszechnie bezmiar zbrodni Jarosława Kaczyńskiego. Ale jak dla mnie, ta najbardziej bestialska to odrzucenie w 2001 roku Stefana Niesiołowskiego. Bo PO może się skończy, może nie, ale furia Niesiołowskiego trwać będzie chyba na wieki wieków amen.

Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Dotacje z KPO, czyli kot z wykręconym ogonem
Publicystyka
Marek Migalski: Andrzeja Dudy życie po życiu
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Porażka Donalda Trumpa. Chiny pozostają przy Rosji
Publicystyka
Wojciech Warski: Prezydent po exposé, przed zagraniczną podróżą
Publicystyka
Marek A. Cichocki: Jak Polska w polityce międzynarodowej stała się statystą
Reklama
Reklama