[b]Rz: Podoba się panu sposób, w jaki świętujemy historyczne rocznice, takie jak choćby 11 listopada?[/b]
[b]Zbigniew Gluza:[/b] Ten dylemat – co i jak świętować – był bardzo widoczny w sierpniu tego roku. Zdumiewające porównanie 1 i 15 sierpnia. Tak jakby się nam jako narodowi pomyliły porządki. „Fajerwerki” przy obchodzeniu nieokrągłej przecież rocznicy powstania warszawskiego i skromne oficjałki przy okazji 90-lecia wiktorii warszawskiej. Fetujemy klęski, kłócimy się przy zwycięstwach...
[b]Nie potrafimy się cieszyć?[/b]
Ani cieszyć, ani dostrzec istoty ciągu historycznych wydarzeń. Choćby związanych z odzyskiwaniem niepodległości – czy w listopadzie 1918 r., czy w sierpniu 1920 r. Słabo rozumiemy bieg polskiej historii, źle rozkładamy akcenty. W czasie II wojny światowej przegraliśmy przecież wszystko. A po 1918 roku, przy tak wielkim zagrożeniu, odnieśliśmy sukces wielkiej klasy, także europejskiej. Chyba tego nie doceniamy.
[b]Czyli tego, że przetrwaliśmy jako państwo mimo chociażby tak trudnego położenia geograficznego?[/b]