Lewica do niedawna przypominająca kolonię kiepskich chałup, z zagniewanymi na siebie lokatorami, przemieniła się w wesołą wioskę, w której wszyscy instalują się od nowa, jak kto chce. Na Rozbrat górę wziął strach przed otwarciem Platformy na lewo. I nagle okazało się, że dysydent – Borowski – może liczyć na poparcie SLD, Rosati nie jest taki zły, jak sądził Kalita, Sierakowska też jest całkiem, całkiem. Nie mówiąc już o Leszku Millerze, który chętnie zapomniał, że był grabarzem partii, a za to pamięta, iż jako ekspremierowi należy mu się, jak psu micha, jedynka w Łodzi. Lada chwila jak Feniks z popiołów objawi się Oleksy i dziesiątki innych odtrąconych. Tak więc Grzegorz Napieralski, z dnia na dzień, sczerniał i zmarkotniał, i nie pohukuje na wszystkich, jak jeszcze tydzień temu. Jego mizeria sprawia, że koalicja SLD-PiS z wolna odjeżdża w niebyt.?
Janusz Rolicki jak mantrę powtarza plotki o koalicji SLD-PiS. Podobne opowieści snuł wcześniej premier Donald Tusk, którego teraz Rolicki chwali za "rozhermetyzowanie" lewicy. W jednym należy przyznać publicyście rację: obecna lewica rzeczywiście przypomina wesołą wioskę. ?