Polską wstrząsnęła w poniedziałek wiadomość, że Agnieszka Holland, znana reżyser, ogłosiła na łamach lisowego "Newsweeka", że nie będzie już głosować na PO. Oczywiście Holland, osoba oświecona i na wskroś zachodnia (świadczy o tym samo nazwisko), swoją rezygnację motywowała nie takimi płytkimi i ciemnogrodzkimi powodami jak korupcja, nieradzenie sobie z gospodarką, fatalny stan sądownictwa, brak reform czy ogólny powolny rozkład państwa (co uwydatniła katastrofa smoleńska), czy łamanie przez nie praw obywatelskich (vide Antykomor, Staruch itp.). Wiarę w Platformę Obywatelską pani reżyser straciła dopiero wtedy, kiedy kilkudziesięciu posłów partii zagłosowało przeciw instytucji związków partnerskich.
Na szczęście, jest "Gazeta Wyborcza" i jej Wojciech Maziarski, który zawsze dobrze poradzi i odwiedzie od złego. Publicysta przestrzega artystkę, żeby nie składała pochopnych deklaracji, bo będzie musiała je odszczekiwać, kiedy na horyzoncie znów pojawi się zły duch IV RP.
A jeśli jedyną realną alternatywą będą rządy IV RP? Jeśli pozostałe obozy polityczne okażą się za słabe, by zagrodzić drogę do władzy wrogom nowoczesnej europejskiej wolności? Wówczas też nie zagłosuje Pani na oszustów z PO? Zbyt wysoko cenię Pani inteligencję i obywatelską odpowiedzialność, by brać tę deklarację na serio.
Maziarski daje Holland jeszcze jedną dobrą radę:
Rozumiem złość i rozczarowanie Agnieszki Holland. Podzielam te uczucia. Mimo to unikałbym pochopnych deklaracji. No i nie wypominałbym posłowi PO Johnowi Godsonowi pochodzenia. "W Afryce, z której pochodzi, w wielu krajach homoseksualizm karany jest śmiercią. Czy z taką misją wszedł do polskiego Sejmu?" - pyta Holland. Wprawdzie nie ma tu aluzji do koloru skóry Godsona, ale coś brzydko pachnie w tej wypowiedzi.