Termin składania dokumentów rekrutacyjnych na studia na niektórych uczelniach minie przed ogłoszeniem wyników matur. Chętni będą musieli wnieść opłatę rekrutacyjną, nie wiedząc, ile punktów otrzymali z egzaminu dojrzałości. Część kandydatów z pewnością zrezygnowałaby z rekrutacji na wymagające opłat kierunki, wiedząc, że otrzymali ich niewiele lub wręcz nie zdali. Takie praktyki stosują m.in. uniwersytety medyczne w Gdańsku, Wrocławiu i Poznaniu. W efekcie na ich konta wpływają miliony.
– Biorąc pod uwagę fakt, że na jedno miejsce przypada nawet kilkunastu kandydatów, wnoszone przez nich opłaty mogą być dla uczelni zauważalnym zastrzykiem gotówki. W części rankingów popularność uczelni mierzy się też liczbą kandydatów na miejsce. Takie wczesne zamykanie rekrutacji może je zafałszowywać, gdyż studenci muszą kierować się odczuciami z egzaminu a nie realną ocen – mówi Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów RP.
Dodaje, że należy rozważyć ograniczenie prawne dotyczące pobierania opłat rekrutacyjnych przed ogłoszeniem wyników matur. Może być to dosyć problematyczne z uwagi na różnorodne metody rekrutacji np. na uczelniach artystycznych czy wojskowych.
Maturzysta zdający na kilka uczelni musi zapłacić za opłaty kilkaset złotych
Opłaty nie są symboliczne. Na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym 150 złotych musi zapłacić ubiegający się o przyjęcie na kierunki studiów, na które postępowanie kwalifikacyjne obejmuje sprawdziany uzdolnień artystycznych oraz sprawdziany predyspozycji architektonicznych, czyli np. na kierunek techniki dentystyczne. 100 złotych wynosi opłata dla osób ubiegających się o przyjęcie na kierunki studiów, na które postępowanie kwalifikacyjne obejmuje sprawdziany sprawności fizycznej, czyli na fizjoterapię i ratownictwo medyczne. 85 zł płacą pozostali.