Do rzecznika praw studenta wpływają skargi na uczelnie, które pobierają od studentów ostatniego roku opłatę za monitoring losów absolwenta. Jej wysokość wynosi od 400 do 600 zł. Eksperci nie mają wątpliwości, że taką opłatą uczelnie pokrywają straty spowodowane zakazem pobierania opłat dyplomowych.
Gra nazwami
– Ewentualnego pobierania pieniędzy za monitoring nie należy wiązać z sensem samego monitorowania losów absolwentów. To raczej problem omijania zakazu pobierania określonych opłat przez uczelnie przez zmianę nazewnictwa – mówi Bartłomiej Banaszak, rzecznik praw absolwenta. – Monitoring prowadzony przez uczelnie polega zazwyczaj na wypełnieniu ankiety przez osobę, która skończyła już studia. Szkoły wyższe powinny do tego raczej zachęcać. Pobieranie opłat z tego tytułu wydaje się więc nielogiczne.
Obowiązek prowadzenia badań losów absolwentów został nałożony na uczelnie w 2011 r. Równocześnie do prawa o szkolnictwie wyższym wprowadzono katalog opłat, których uczelnie nie mogą pobierać od studentów. Wśród nich jest tzw. opłata dyplomowa.
– Problemy zaczęły się wraz z wejściem w życie tych przepisów – tłumaczy Adam Szot, rzecznik praw studenta. Od tej chwili uczelnie starają się ukryć te opłaty pod innymi nazwami.
Obowiązująca od 1 października nowelizacja zniosła obowiązek śledzenia losów absolwentów. W umowach ze studentami opłaty nadal jednak figurują. Dowodem na nieczystość zagrywek uczelni jest wysokość opłat: od 400 do 600 zł, a więc tyle, ile pobierano za egzamin dyplomowy.