Poranne karmienie to rytuał, który jest zawsze tak samo przyjemny, niezależnie od pogody. Napełniam wiadra owsem, ziołami i zanoszę do boksów. Kilka minut na kawę na werandzie, też niezależnie od pory roku i pogody... Wypuszczam konie. W rozrzedzającej się powoli mgle majaczy osiem brył, sześćsetkilowych płochliwych zwierzaków z zadowoleniem jedzących siano... Tak czas minie im do popołudnia. Mój czas będzie biegł nieco szybciej... Śniadanie, kolejna kawa, zakupy, poczta, uzupełnianie zdjęć na fanpage'u stajni, rozpisanie treningów, kilka telefonów, sprzątanie stajni, przygotowanie placu na treningi. Po południu to, co kocham w tej pracy najbardziej: praca z klientami, z jeźdźcami. Wieczorem zganiamy konie, a potem, najczęściej do nocy, jeszcze rozmawiamy o nich przy szklance herbaty albo domowego śliwkowego wina.