Informacje o jej planowanym odejściu z Sejmu pojawiły się już 21 grudnia. Wtedy też „Rz” napisała, że Gilowska wstrzymuje się z decyzją, bo nie chce być kojarzona z tzw. rozłamowcami z PiS, czyli m.in. Pawłem Zalewskim i Kazimierzem M. Ujazdowskim. Wtedy politycy PiS dementowali informacje o rezygnacji Gilowskiej.
– W sprawach ekonomii jest to ogromne osłabienie PiS – tak decyzję byłej wicepremier komentuje Jarosław Kaczyński. Dodaje jednak, że nie ma do niej pretensji, bo wie, że zrezygnowała z powodu poważnych problemów zdrowotnych.
– Pani premier Gilowska rozważała złożenie mandatu, ale umówiliśmy się, że skonsultuje ze mną ostateczną decyzję – tłumaczy „Rz” Przemysław Gosiewski, przewodniczący Klubu PiS. Zapewnia, że kłopoty zdrowotne to jedyny powód rezygnacji. – Pani premier zapłaciła zdrowiem za półtoraroczną pracę w rządzie. Była zainteresowana dłuższą przerwą na podreperowanie zdrowia, ale w Sejmie nie ma urlopów zdrowotnych – mówi Gosiewski.
Jego klubowy kolega, wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra rozważa jednak inne przyczyny: – Możliwe, że chciała realizować swoje cele w rządzie, a PiS przegrał wybory i premier Gilowska znalazła się w parlamencie – stwierdził w TVN 24.
Obaj przyznają, że to spora strata dla PiS, bo Gilowska jak mało kto orientuje się w finansach. Podkreślają jednocześnie, że odejście z Sejmu nie oznacza zerwania kontaktów partyjnych. Gilowska ma nadal współpracować merytorycznie z PiS.