"The Independent" pisze, że gdyby partia Corbyna wygrała wybory w siedmiu okręgach, w których jej kandydaci minimalnie przegrali z konserwatystami, wówczas Corbyn mógłby stanąć na czele tzw. sojuszu progresywnego z innymi mniejszymi partiami, bez Demokratycznej Partii Unionistów.
Taki sojusz, dzięki owym siedmiu mandatom, miałby większość w parlamencie.
W skład owej koalicji weszłyby wówczas Partia Zielonych, Szkocka Partia Narodowa, walijska Plaid Cymru, Liberalni Demokraci o jeden niezależny parlamentarzysta.
Dziennik odnotowuje jednocześnie, że gdyby z kolei Partia Konserwatywnej do wygrania z laburzystami w pięciu okręgach zabrakło łącznie 287 głosów. Te pięć mandatów dałoby z kolei samodzielną większość w parlamencie.
Mimo iż Corbyn nie zostanie prawdopodobnie premierem i tak jest uważany za wielkiego zwycięzce czwartkowych wyborów - na początku kampanii wyborczej przewaga Partii Konserwatywnej nad Partią Pracy wynosiła ok. 20 punktów procentowych.