Reklama
Rozwiń
Reklama

Olgi Drendy. Wyroby. Pomysłowość wokół nas

Obfitość części z drugiej ręki i tanie zakupy online sprawiają, że w pełni działający sprzęt można skonstruować minimalnym kosztem.

Publikacja: 23.11.2018 17:00

Zbigway powstał o wiele niższym kosztem niż podobne pojazdy ze sklepu

Zbigway powstał o wiele niższym kosztem niż podobne pojazdy ze sklepu

Foto: materiały prasowe

Każdy zna taki wynalazek. Albo wynalazcę. Kogoś, kto robi coś z niczego. Pomysłowego Dobromira. MacGyvera. Albo kogoś, kto pracuje nad jakimś rewolucyjnym odkryciem w garażu.

Pytam ludzi.

– Kiedyś na wsi widziałam kołowrotek studni napędzany łańcuchem rowerowym. Pedałowało się rękami.

– Sąsiad zrobił sadzarkę do fasoli na częściach z malucha.

– Znam takiego pana, wszystko robi sam. Ale jak zacznie opowiadać, to się rozgada i będzie chciał pokazywać to wszystko na komputerze z Windowsem 95.

Reklama
Reklama

– Znajomi mieli bmx-a z dorobioną kierownicą samochodową, była na to moda.

– A pamiętasz turbinkę Kowalskiego?

– A Adama Słodowego?

Programy telewizyjne z cyklu „Zrób to sam" są minimalistyczne, bez wodotrysków, efektów specjalnych i gościnnych wizyt gwiazd. Prowadzący w niczym nie przypomina showmana; stoi na jednolitym tle, ma do dyspozycji analogowy kursor – strzałkę na wysięgniku, potrzebne materiały i narzędzia, relaksujący, spokojny głos, i oczywiście swoją wiedzę. Adam Słodowy, wojskowy, który został telewizyjnym idolem, opowiadał na antenie o tym, jak zrobić coś z niczego od 1958 do 1983 roku – łącznie powstało pięćset pięć odcinków. Do tego był scenarzystą kreskówki „Pomysłowy Dobromir" i auto-rem kilku bardzo wpływowych książek o majsterkowaniu.

Programy i podręczniki zostały pomyślane tak, by każdy mógł odkryć w sobie małego inżyniera. „Przejrzyste rysunki umożliwiają zrozumienie treści nawet tym dzieciom, które nie mają specjalnych uzdolnień technicznych" – głosi wstęp do książeczki „Umiem majstrować"; możemy się z niej nauczyć, jak zbudować łódeczkę z celuloidu, kompas lub jo-jo. Ich zasady działania przestają być wiedzą tajemną.

Za sprawą instrukcji Adama Słodowego skonstruowanie sobie lampki biurowej, podstawki pod gorące naczynie z pasków blachy albo usztrykowanie szalika przestaje się wydawać inżynierskim wyczynem, a staje się nieskomplikowanym zadaniem na kilka wolnych popołudni. „Skoro wynaleźliśmy już koło, możemy budować najrozmaitsze pojazdy" – zachęca Słodowy w odcinku „Mały samochodzik" i można odnieść wrażenie, że to proste jak pstryknięcie palcami. Prezenter radził, by niczego nie wyrzucać i starać się widzieć w każdym materiale coś potencjalnie przydatnego („Takie kawałki blachy można znaleźć na podwórkach sklepów papierniczych, spożywczych. Służą do pakowania skrzyń. Możemy zbudować z nich na przykład elektryczny labirynt"). Instrukcje „pana Zrób To Sam" w ustroju PRL-u doby „drugiej Polski" chwalono za wdrażanie nawyków dobrej roboty (według popularne-go wówczas postulatu „DoRo"; jego dobitną obecność można zauważyć na przydrożnych tablicach propagandowych uchwyconych w obiektywach reporterów). „Przeniesione potem do zakładów pracy mogą mieć dobroczynne skutki dla całego kraju, przechodzącego rewolucję naukowo-techniczną" – pisze dziennikarz. Ich popularność świadczyła jednak przede wszystkim o tym, że istniało duże zapotrzebowanie na rozwiązania, które pomagały sobie radzić w realiach częstych niedoborów. Fani programu Słodowego wspominają zresztą, że nawet materiały i narzędzia prezentowane na ekranie nie zawsze były do dostania w lokalnej Składnicy Harcerskiej. Braki dotykały szczególnie mocno sektora motoryzacyjnego. Sprzedawcy w sklepach z częściami i mechanicy samochodowi jeszcze długo po końcu PRL mieli zwyczaj pytać: „państwowe czy rzemiosło?". Rzemieślnicze części zamienne pomagały sobie radzić w sytuacji częstych braków zaopatrzeniowych, miały niższe ceny, ale ich zakup wiązał się z pewnym ryzykiem: choć od rzemieślnika wymagano atestu, części były niższej jakości niż te fabryczne. Cóż jednak z tego, skoro zwłaszcza w latach 80. tych ostatnich często w Polmozbytach po prostu nie dało się kupić.

Reklama
Reklama
Programy telewizyjne Adama Słodowego z cyklu „Zrób to sam” (na zdjęciu program z 1974 r.) były minim

Programy telewizyjne Adama Słodowego z cyklu „Zrób to sam” (na zdjęciu program z 1974 r.) były minimalistyczne, bez wodotrysków, efektów specjalnych i gościnnych wizyt gwiazd

Foto: EAST NEWS

Jak u profesora T.Alenta

Patron polskich majsterkowiczów dziś odpoczywa, unika wywiadów. Ale ma tylu uczniów i naśladowców, że możemy po prostu przyjrzeć się dziedzictwu „Zrób to sam".

– U Adama Słodowego w poradnikach zawsze był opis urządzenia i wykrój, który trzeba było powiększyć, na przykład kratką w skali 2:1, i wyciąć z deseczki lub kawałka sklejki piłką włosową. Nie wiedziałem wtedy, co to piłka włosowa, i zawsze mnie to blokowało, przez to nie zrobiłem wielu rzeczy z tamtej książeczki – zaczyna od wstydliwego wyznania chyba najbardziej wszechstronny majsterkowicz, jakie-go udało mi się poznać. Zbyszek, z zawodu inżynier z branży meblowej, z zamiłowania konstruktor, swoje pomysły publikujący w sieci na profilu ZbLaB.

Kiedy odwiedzam Zbyszka, zaczynamy od przejażdżki Zbigwayem – pojazdem typu segway, który zbudował sam. Znane z parków, bulwarów i supermarketów dwuślady to dziś dość popularny widok w naszych miastach; poruszają się na nich listonosze i wycieczki, ot ciekawostka. Na początku nowe-go stulecia funkcjonowały jednak, o czym nie wszyscy już pamiętają, jako owiany mgłą tajemnicy wynalazek, wokół którego starannie budowano napięcie. Jego twórca, Amerykanin Dean Kamen, zapowiadał, że pojazd-niespodzianka zmieni świat na skalę co najmniej taką jak samochód; rewolucja niezupełnie wypaliła, ale rydwano-hulajnogi mają swoich fanów. Teraz i ja mam się przekonać, czy do nich dołączę.

Pojazd wygląda jak ze sklepu, można się nabrać, jednak powstał o wiele niższym kosztem. Zbyszek jeździ po osiedlowych ścieżynkach jak wirtuoz, umiejętnie skręcając, zmieniając kierunek i wymijając przeszkody. Zbigway dzięki komputerowi pokładowemu wykorzystuje efekt żyroskopowy, bezbłędnie wykrywa pion i stabilizuje pozycję jadącego, utrzymanie równowagi nie jest więc trudne. Wkrótce śmigam i ja. Przydaje się stara wiedza z zajęć gimnastyki: najlepiej lekko zgiąć kolana i ruch natychmiast staje się płynny. Z entuzjazmem pokonuję wąskie i kręte chodniczki starego PRL-owskiego osiedla, kiepsko wychodzi mi jedynie hamowanie – hamuję ze zbyt dużym rozmachem. Ale sam pojazd działa bez zarzutu i bezpiecznie dowozi nas do warsztatu, w którym powstał Zbigway, rower elektryczny z silnikiem ze starego wózka inwalidzkiego, szalona malutka moto-rynka na silniku ze spalinowej piły mechanicznej, komplet pomysłowych mebli na nietypowy wymiar do mieszkania (a samo mieszkanie zostało skotyfikowane, czyli wyposażone w małpi gaj dla kota). Projekt sprytnych mebli-modułów, które pomnażają przestrzeń w mieszkaniu, to dzieło Ewy, żony Zbyszka – razem tworzą zgrany zespół.

W siedzibie ZbLaB można się poczuć jak z wizytą u profesora T.Alenta z komiksów o Tytusie, Romku i A'tomku – w końcu stąd pochodzą gadżety i nietypowe pojazdy. Sercem warsztatu są obrabiarki CNC, które również powstały metodą „zrób to sam". – Kiedyś kupienie narzędzi to był spory problem. „Młody Technik" radził, gdzie co kupić i jak przerobić, gdy sklepy akurat nie miały czegoś na stanie. Ale komputery zmieniły wszystko. Zbudowałem sobie w końcu maszynę, która pozwala ciąć skomplikowane kształty bez większego wysiłku. Możemy wyciąć idealnie okrągłe kółko albo bardziej wymyślne części z bardzo różnych materiałów, bardzo szyb-ko i bardzo precyzyjnie – koślawą Myszkę Miki też by mogła, gdyby się taką narysowało – opowiada Zbyszek, wyjaśniając, jak rozwiązał nieco okrężną drogą, ale skutecznie, problem nieszczęsnej piłki włosowej.

Reklama
Reklama

Naprawić, wymienić, dorobić

Świat komputerowo sterowanych urządzeń numerycznych jest pełen pasjonatów, którzy dzielą się rozwiązania-mi, radami, samodzielnie stworzonym oprogramowaniem, wreszcie próbują sami budować swoje urządzenia. Obfitość części z drugiej ręki i tanie zakupy online sprawiają, że w pełni działający sprzęt można skonstruować minimalnym kosztem. To Adam Słodowy w stylu cyberpunk: w garażach powstają niebywałe i przede wszystkim funkcjonalne konstrukcje z elektronicznego i poprzemysłowego złomu, jakby wynalazki z Mad Maxa albo Hardware stały się codziennością. – Teraz stare maszyny trafiają na rynek wtórny lub na złom i łatwo kupić bardzo dobre sprawne części. Wszystko można zbudować z poprzemysłowych resztek, na przykład drukarki 3D, które ludzie chcą robić masowo. Ta maszyna też jest z nich złożona – przyglądamy się niedużej frezarce CNC. – Rama z profili aluminiowych z poprzemysłowego odzysku. Można budować z nich jak z klocków. Prowadnice mają dużą nośność, zapewniają całkowitą sztywność i brak luzów, przez co można obrabiać tworzywa sztuczne, drewno, metale kolorowe, a nawet stal – bez drgań. Większość części kupiłem z drugiej ręki, ale można wykorzystać na przykład silniczki wymontowane ze starych drukarek czy kserokopiarek. Przeciwwagę ciężkiego wrzeciona zrobiłem ze sprężyny gazowej tylnej klapy z poloneza. Cały projekt powstawał stopniowo, w miarę budowania maszyny – dopasowałem go do swoich możliwości warsztatowych i tego, co udało się kupić. Od czasu pierwszego uruchomienia maszyna wycina nie tylko rozmaite elementy do moich projektów, ale także części doskonalące swoją własną konstrukcję – ciągle coś w niej zmieniam i udoskonalam.

Zakładamy nauszniki przeciwhałasowe (bhp!) i frezuje-my coś na próbę – mój podpis z kawałka laminatu. – Sterowniki silników krokowych można niedrogo kupić w inter-necie, a proste oprogramowanie sterujące jest dostępne na zasadach open source, zdarza się, że duże firmy udostępnia-ją hobbystom swoje profesjonalne programy do użytku nie-komercyjnego, tak jest na przykład z zaawansowanymi pro-gramami do projektowania CAD. Wszystko można znaleźć na forach dla pasjonatów – mówi Zbyszek. Sam też dzieli się swoimi pomysłami, na przykład krok po kroku wyjaśnia, jak skomputeryzować poczciwą radziecką tokarkę typu modelarskiego. – Kupiłem ją na zapas, prawie nieużywaną, od pana, który produkował kołowrotki wędkarskie. Pierwotnie była sterowana manualnie, ale ją ucyfrowiłem i teraz, zamiast korbek, posuwami steruje całkiem współczesny pecet.

Zbyszek zdobył tytuł inżynierski, ale była to tylko kropka nad „i" podsumowująca jego wiedzę i umiejętności; szkołą numer jeden był magazyn „Horyzonty Techniki", które-go roczniki odziedziczył po wujku. Rozpoczynał technikum już jako zaawansowany majsterkowicz. Czasopismo wydawane do 1990 roku przez Wydawnictwa Czasopism Technicznych NOT zasłynęło między innymi organizacją pierwszych regat windsurfingowych w Polsce i konkursem na rodzimy odpowiednik nazwy „deska windsurfingowa" (zwyciężyła „ślizgówka"). Oprócz nowości ze świata techniki i przystępnych artykułów objaśniających, jak co działa, zawierało też porady redakcji i czytelników, jak zbudować czy naprawić sobie coś samodzielnie – na przykład suszarkę do grzybów, szlifierkę z sokowirówki Malina, elektroniczny sterownik do wycieraczek w maluchu albo elektroniczny gong Bim-Bam. – Do dziś pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie projekt altanki działkowej, którą ktoś zbudował sobie sam, przewożąc materiały pekaesem – opowiada, a ja myślę, że coś, co ludzie wierzący w zjawiska paranormalne nazywa-ją przeznaczeniem, a gdy ktoś woli poważniejszy sztafaż, mówi o „jungowskiej synchroniczności", chyba istnieje, bo przecież domek ten i jego budowniczy pojawili się na stronach „Duchologii polskiej". Oczywiste więc, że to właśnie Zbyszek musiał znaleźć się w niniejszym rozdziale. – Był też dział napraw w samochodach, w czasach, kiedy fachowiec był królem świata, to było coś. Radzili, jak naprawiać, wymieniać, przewozić bagaż, dorobić przyczepkę.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
„Stara-Nowa Pastorałka”: Chrześcijanie mieli poczucie humoru
Plus Minus
„A.I.L.A.”: Strach na miarę człowieka
Plus Minus
„Nowoczesne związki”: To skomplikowane
Plus Minus
„Olbrzymka z wyspy”: Piłat wieczny tułacz
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Michał Zadara: Prawdziwa historia
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama