I trzech z nich – zmówili się czy co – nie szukało daleko, wystarczyli im niemieckojęzyczni sąsiedzi, bo z Austrią też sąsiadujemy, tylko przez pośrednika. A skoro już nad Dunajem jesteśmy, to oddajmy się w ręce Jurka Kruka, medalisty mistrzostw Polski, jurora i sommeliera, który umyślił sobie, że poda nam pet-nata. Co za dziwo? Ano wino lekko musujące, coś jak włoskie frizante. Kruk pojechał na największe europejskie targi winiarskie Prowein i wrócił z Haraldem Hochem. Mamy w tym pet-nacie i drożdże, i mnóstwo owocu, i słońce na łące, ale przede wszystkim mamy wigor, żywotność, radosny śmiech. To wino krzyczy, by otworzyć kapsel i cieszyć się nim z przyjaciółmi. Nie, to nie jest łobuz, jak włoska Sottoriva, to wino ładnie ułożone, ale wciąż puszcza do nas oko. Wielka przyjemność, hedonka, jak powiedziałby kompozytor Lorenc.