Izrael jest jak hazardzista

Rozmowa z prof. Normanem Finkelsteinem

Aktualizacja: 03.07.2010 21:13 Publikacja: 02.07.2010 02:59

Izraelski żołnierz naprzeciw Palestyńczyków protestujących przeciwko budowie muru odgradzającego ter

Izraelski żołnierz naprzeciw Palestyńczyków protestujących przeciwko budowie muru odgradzającego tereny arabskie na Zachodnim Brzegu, Betlejem, listopad 2009 r.

Foto: AP

[b]Rz: Dlaczego nie lubi pan Izraela?[/b]

[b]Norman Finkelstein:[/b] To nie jest kwestia sympatii czy jej braku. Ja nie mam żadnych specjalnych uczuć do żadnego państwa na tej planecie. Ani do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkam, ani do Izraela, ani do Polski, gdzie urodzili się i mieszkali moi rodzice. Mnie interesują tylko poszczególni ludzie i ich działania. Dobre lub złe. Gdyby Palestyńczycy robili Izraelowi to, co Izrael robi Palestyńczykom, walczyłbym o prawa Izraelczyków.

[b]Ale nie tylko Izrael krzywdzi Palestyńczyków. Także Palestyńczycy Izraelczyków. Weźmy choćby terror.[/b]

Terroru nie stosuje tylko jedna strona. Izrael od wielu lat terroryzuje palestyńską ludność cywilną. Skala zbrodni izraelskich jest dużo większa niż skala zbrodni palestyńskich. Potencjały obu stron, ich siła militarna, uzbrojenie i możliwości działania są bowiem całkowicie nieporównywalne. Izrael ma miażdżącą przewagę i niestety to wykorzystuje. Państwo to, co ostatnio znów udowodniło, zachowuje się jak chuligan bijący słabszego w ciemnej ulicy.

[b]Ma pan na myśli incydent z Flotyllą Wolności?[/b]

Incydent? To była krwawa łaźnia.

[b]To izraelscy komandosi zostali zaatakowani na pokładzie statku „Mavi Marmara” przez tureckich aktywistów.[/b]

Niech pan nie żartuje. Nikt chyba poważnie nie bierze tych niedorzeczności, jakie serwuje nam izraelska propaganda. Gdy tylko się dowiedziałem, że Izraelczycy aresztowali wszystkich świadków i skonfiskowali kamery i aparaty, wiedziałem, że Izrael będzie starał się sprzedać światu jakąś nieprawdopodobną historię na temat tego, co się stało. Przypuszczałem, że zastosuje swoją stałą taktykę: czyli odwróci kota ogonem. Nie pomyliłem się.

[b]Izraelska wersja wydaje się przekonująca.[/b]

Tak, oczywiście. Na Morzu Śródziemnym znalazła się grupa pokojowo nastawionych Izraelczyków, przebranych dla niepoznaki w stroje komandosów, z niegroźnymi karabinkami do paintballa w rękach. Przez przypadek ci przebierańcy – którzy najwyraźniej wybierali się na wesołą hebrajską imprezę halloweenową – trafili na statek opanowany przez rozszalałych muzułmańskich fanatyków znajdujących się w jakimś amoku, którzy bez najmniejszego powodu postanowili zlinczować tych biednych, pokojowo nastawionych, Żydów. Mniej więcej taką wersję sprzedaje nam Izrael. Jest tylko jeden szkopuł: zginęło dziewięciu Turków. Wszyscy żołnierze żyją.

[b]To co, według pana, stało się na pokładzie „Mavi Marmary”?[/b]

Ja nie przedstawiam swojej wersji wydarzeń – ja mówię o faktach. Uzbrojeni po zęby komandosi dokonali nocnego szturmu na konwój z pomocą humanitarną na wodach międzynarodowych. Najpierw rozpylili gaz łzawiący i obrzucili pokład granatami hukowymi. Otworzyli również ogień do pasażerów. Sami Izraelczycy twierdzą, że były to kule gumowe – które notabene z bliskiej odległości także są śmiertelne – a część pasażerów uważa, że już wtedy użyli ostrej amunicji. Tego akurat nie rozstrzygniemy. Wiemy jednak, że ludzie byli przekonani, że są ostrzeliwani prawdziwymi pociskami. W odpowiedzi obecni na pokładzie Turcy zdecydowali się na desperacką obronę. Przy pomocy bardzo prymitywnej broni, noży kuchennych, kijów, prętów próbowali odeprzeć nielegalną napaść. Oto cała historia.

[b]Czy tureccy aktywiści nie zachowali się jednak nieodpowiedzialnie? Gdybym ja miał przed sobą żołnierza uzbrojonego w długą broń, to nie okładałbym go kijem. [/b]

To się, proszę pana, nazywa odwaga. Ja też bym się pewnie nie zdobył na takie działanie, ale to nie oznacza, że mam krytykować ludzi, którzy gotowi byli z kijem w ręku podjąć walkę z napastnikiem z Uzi. Szanuję odwagę tych Turków, podziwiam ją.

[b]Mam wrażenie, że ci ludzie chcieli sprowokować Izraelczyków, żeby otworzyli ogień i skompromitowali swoje państwo. Ci ludzie uważali się za islamskich męczenników.[/b]

Jeżeli rzeczywiście byli to prowokatorzy powiązani z al Kaidą, którzy płynęli do Gazy, aby stoczyć bitwę z Izraelczykami, to dlaczego się do tego lepiej nie przygotowali? Przecież bez problemu mogliby na statek wnieść karabiny, pistolety i granaty. Wtedy rzeczywiście pański argument miałby sens. Tymczasem najpoważniejszą bronią obrońców „Mavi Marmary” były siekiery wchodzące w skład wyposażenia statku. Choć Izrael przedstawia tych ludzi jako terrorystów, to mieli oni pełne prawo do obrony swojego statku. Gdy u wybrzeży Somalii piraci wdzierają się na pokład jakiejś jednostki i załoga stawia opór, to nikt nie widzi w tym nic złego. Tak samo było tym razem. Gdyby w środku nocy na pańskim dachu wylądowali Rosjanie, też pewnie nie przyjmowałby pan ich polską kiełbasą.

[b]Co miał jednak zrobić Izrael? Przepuścić Flotylli nie mógł. To zagroziłoby szczelności blokady Strefy Gazy, która jest pod kontrolą Hamasu. Broń dla tej organizacji jest zaś szmuglowana właśnie m.in. drogą morską.[/b]

Tu nie chodziło o żadną blokadę, która jest zresztą całkowicie nielegalna. Izraelowi przyświecał zupełnie inny cel. Po tym jak w 2006 roku przegrał wojnę z libańskim Hezbollahem, przywódca tej organizacji Hassan Nasrallah powiedział, że świat arabski przestał się już bać Izraelczyków. Że Żydzi okazali słabość, że już nie są tacy groźni jak kiedyś. Izraelczycy zdali sobie sprawę, że ten człowiek ma rację. Arabowie przestali się ich bać. Uznali więc, że trzeba ich znowu nastraszyć.

[b]Oficjalnie to się chyba nazywa „siła odstraszania”.[/b]

Dokładnie. A w języku normalnych ludzi – trzymanie swoich sąsiadów pod lufą pistoletu. Tak czy inaczej Izrael postanowił, że musi tę swoją „siłę odstraszania” przywrócić. Najpierw rozważał, czy jeszcze raz nie zaatakować Hezbollahu. Ale powstała obawa, że armia znowu sobie nie poradzi i znowu dostanie po tyłku. W 2008 roku Izrael zaczął więc namawiać Amerykę do wspólnego ataku na Iran. Kiedy to się nie udało, została tylko jedna opcja – Strefa Gazy. Terytorium to zostało zdemolowane na przełomie lat 2008 i 2009. Operacja skończyła się jednak polityczną katastrofą i kompromitacją Izraela. Izraelczycy ostatnio schrzaniają wszystko, czego dotykają. Uznali więc, że Flotylla to świetna okazja do poprawy swojej „reputacji” w regionie.

[b]Jak miał wyglądać ten szturm?[/b]

To miała być brawurowa i perfekcyjna operacja w stylu Jamesa Bonda. Komandosi mieli spuścić się na linach pod osłoną nocy na turecki statek i błyskawicznie go opanować, a Izrael miał otrąbić wielki sukces swoich niezwyciężonych sił zbrojnych. Na pewno pan wie, że całą operację nagrywali kamerami po to, żeby się nią potem pochwalić.

[b]Czyli nie chcieli zabić tych ludzi?[/b]

Nie sądzę. Pewnie zakładali, że będą musieli zabić jedną, góra dwie osoby, ale nie przewidzieli aż takiej rzezi. Oczywiście bzdurą jest twierdzenie, że nie spodziewali się ze strony Turków oporu. Gdyby tak rzeczywiście było, to nie dokonywaliby tego szturmu pod osłoną nocy, w chmurach gazu łzawiącego. Izrael, aby spełnić swój cel, potrzebował walki. Nie zaimponowałby przecież światu, gdyby spacyfikował statek wypełniony aktywistami pokojowymi z Zachodu w sandałach i z długimi włosami. Izrael chciał więc walki, ale nie spodziewał się, że opór Turków będzie aż tak silny. Sytuacja wymknęła się spod kontroli.

[b]Zawiodło rozpoznanie?[/b]

Problem jest głębszy i leży w mentalności Izraelczyków. Oni po prostu nie znają takich muzułmanów. Przez dziesiątki lat mieli do czynienia ze słabymi przeciwnikami. Zna pan na pewno to słynne izraelskie powiedzenie, które powstało po wojnie 1967 roku: „Arabowie nie umieją się bić”. Tymczasem na Bliskim Wschodzie sporo się ostatnio zmieniło. Wyrosło nowe pokolenie muzułmanów, które już potrafi się bić. I, jak pokazali na tureckim statku, wychodzi im to całkiem nieźle.

[b]Skoro rzeczywiście intencją Izraela było przestraszyć Arabów, to operacja na „Mavi Marmara” zakończyła się spektakularną klęską.[/b]

Oczywiście. Przecież to była najbardziej elitarna ze wszystkich izraelskich jednostek specjalnych. Słynni komandosi morscy. I co? Stłukli ich kijami tureccy cywile. Ken O'Keefe, były amerykański marines, który był na pokładzie statku i walczył z Izraelczykami, własnoręcznie rozbroił trzech żołnierzy. Określił ich potem mianem „przerażonych małych dzieci". Izrael zamiast siły okazał słabość. To, że ostatecznie uzbrojeni w broń palną Izraelczycy zastrzelili dziewięciu Turków uzbrojonych w kije, tego nie zmienia.

[b]Muszę przyznać, że miałem to samo wrażenie, oglądając zdjęcia przestraszonych pobitych żołnierzy, jakie zrobili na pokładzie aktywiści.[/b]

Niektóre z nich przedstawiają nawet tureckiego lekarza udzielającego tym pobitym chłopakom pierwszej pomocy. Te zdjęcia musiały wywołać w Izraelu furię. Zadaniem komandosów nie jest bowiem otrzymywać pomoc od „wroga”. Ich zadaniem jest umrzeć w walce. Jeżeli elita tej armii jest tak nieudolna, to można sobie tylko wyobrazić, w jak kiepskim stanie musi się znajdować reszta. Myślę, że Arabowie doskonale to zrozumieli i zapamiętali.

[b]Podczas wspomnianej przez pana wojny w Strefie Gazy ta armia chyba nie okazała jednak słabości?[/b]

To nie była żadna wojna. To była masakra. I nie ma tu co mówić o słabości czy sile. Słabo uzbrojony Hamas nie stanowił bowiem żadnego zagrożenia, żadnego wyzwania dla izraelskiej armii. Nie był przeciwnikiem, nie był nawet sparing-partnerem. Był po prostu workiem treningowym, który można było bezkarnie okładać. Podczas tej masakry zginęło 1,4 tysiąca Palestyńczyków, z czego tysiąc to byli cywile. Izraelczyków zginęło zaś 13, z czego tylko trzech cywilów. A czterech żołnierzy przez pomyłkę zabili koledzy. Izraelscy żołnierze, którzy brali udział w tym ataku, porównywali go później do gry na PlayStation. Albo do dziecka z wielką lupą, które podpala mrówki. Oczywiście te mrówki mogą próbować walczyć, mogą ugryźć to dziecko, ale nie są w stanie mu wyrządzić większej krzywdy.

[b]Podczas tego konfliktu byłem na pograniczu Izraela z Gazą i widziałem bezradność Izraelczyków wobec Hamasu. Bojownicy organizacji ukrywali się w budynkach mieszkalnych, używali ludzi jako żywych tarczy. To raczej oni odpowiadają za śmierć tylu cywilów.[/b]

Nie, to co się stało, było zaplanowane od początku do końca na szczytach izraelskiej władzy. Nie ma więc mowy o pomyłkach czy działaniu „czarnych owiec”, które miały się znaleźć wśród żołnierzy. Zresztą izraelscy dygnitarze mówili o tym wprost. Ówczesna szefowa dyplomacji Cipi Liwni mówiła, że armia w Strefie Gazy „poszła na całość tak jak tego żądałam”. A po zakończeniu masakry, gdy Strefa Gazy została obrócona w kupę gruzów, z dumą mówiła o tym, że wojsko wykazało się „prawdziwym chuligaństwem”. Inny urzędnik dodał, że Izrael działał jak „wściekły pies”, jak „szaleniec”.

[b]Wybiera pan szczególnie ostre wypowiedzi. Ale tylko słowa.[/b]

To spójrzmy na działania. Izraelczycy mieli w Gazie świetny wywiad. Okupowali ją w końcu przez 30 lat. Znali tam każdy kamień. Mieli szczegółowe plany architektoniczne każdego domu, sklepu czy zakładu przemysłowego. A mimo to lotnictwo izraelskie po zakończeniu działań bojowych przyznało, że 99 proc. celów, jakie zniszczyło, to były cele cywilne! Pomyłka? Nie ma mowy. Izrael używał najnowocześniejszych technologii wojskowych, które niezwykle precyzyjnie wskazują cele. Ta demolka była zamierzona. Chodziło o przesłanie światowi arabskiemu jasnego przesłania.

[b]Jakiego?[/b]

Nadal jesteśmy groźni. Jeśli z nami zadrzecie, to przejedziemy się po waszych krajach jak walec. Tak jak w Strefie Gazy „pójdziemy na całość”. Jak starożytni Wandale rozwalimy wszystko, co napotkamy na swojej drodze, obrócimy wasze kraje w gruzy.

[b]Ale na Izrael sypały się ze Strefy Gazy pociski. Żaden kraj nie mógłby tego tolerować.[/b]

Nietrafiony argument. Przed inwazją obowiązywało zawieszenie broni między Hamasem a Izraelem zawarte za pośrednictwem Egiptu. To Izrael je złamał. Obawiam się, że to państwo znalazło się w rękach szaleńców. To szalone państwo, które działa wbrew własnym interesom.

[b]Chyba zapędził się pan w krytyce...[/b]

Na pewno słyszał pan o tym, że niedawno Izraelczycy nie wpuścili Noama Chomskiego na Zachodni Brzeg Jordanu. Po co? Przecież gdyby on sobie spokojnie wjechał, wygłosił wykład na palestyńskim uniwersytecie i wyjechał, pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. A tak zrobiła się afera na skalę światową. Cały świat mówi o tym, jak represyjnym i autorytarnym reżymem stał się Izrael. To najlepszy dowód, że ten kraj działa nielogicznie i nieprzewidywalnie.

[b]Pan także nie został wpuszczony do Izraela. Mało tego, otrzymał 10-letni zakaz odwiedzania tego kraju.[/b]

Tak, to było kuriozalne. Przez sześć godzin przesłuchiwali mnie na lotnisku im. Ben-Guriona pod Tel Awiwem, aby potem odesłać mnie najbliższym samolotem. Dopiero potem z prasy dowiedziałem się, że stanowię „zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela”. Śmieszne.

[b]Ale odwiedzając Liban nie posunął się pan za daleko? Spotkał się pan z przedstawicielami Hezbollahu.[/b]

Stany Zjednoczone, w których mieszkam, mają wyjątkowo surowe przepisy antyterrorystyczne. Hezbollah znajduje się na amerykańskiej liście ugrupowań terrorystycznych. Gdybym rzeczywiście zrobił coś nielegalnego, w pierwszej kolejności miałbym problemy ze strony Amerykanów. Natychmiast trafiłbym za kratki. Więc Izrael się po prostu mści za to, co mówię.

[b]Mówi pan, że Izrael stał się „szalonym państwem”. Ale przecież przemoc towarzyszyła temu krajowi od momentu jego powstania.[/b]

To prawda, Izrael toczył wojny. Ale zawsze był przewidywalny, działał racjonalnie. Teraz zachowuje się jak oszalały hazardzista, który po każdej kolejnej przegranej podwyższa stawkę i rzuca się do jeszcze bardziej ryzykownej gry. Trudno powiedzieć, jak to państwo się zachowa, jaki impuls może wywołać jego wybuch. A żyjemy w momencie, gdy trzeba zachować niezwykłą ostrożność i wstrzemięźliwość. Zastanawiać się nad każdym ruchem. Izrael stąpa po polu minowym. Tymczasem zamiast uważnie i powoli stawiać kroki, on biega w kółko jak oszalały.

[b]Co pan ma na myśli?[/b]

Hezbollah po ostatniej wojnie niezwykle się wzmocnił. Zarówno moralnie, jak i militarnie. Nasrallah – a jest to jedyny arabski przywódca, u którego nie występuje sprzeczność między tym co robi, a tym, co mówi – zapowiedział, że w kolejnym starciu zada Izraelowi znacznie większe ciosy. Jeżeli Izrael znów zniszczy międzynarodowe lotnisko im. Rafika Haririego w Bejrucie, Hezbollah zniszczy lotnisko im. Dawida Ben-Guriona. Jeżeli Izrael znowu zniszczy libańskie porty, Hezbollah zniszczy Hajfę. Jeżeli Izrael znowu zniszczy Bejrut, pociski Hezbollahu posypią się na Tel Awiw.

[b]Co się stanie, jeżeli Izrael nie zmieni swojej obecnej polityki?[/b]

Zostanie zniszczony. I pociągnie za sobą dużą część świata arabskiego.

[b]Czyli totalna wojna w regionie?[/b]

Obawiam się, że tak. Wszystko może się zacząć od starcia z Hezbollahem. A potem może wystąpić reakcja łańcuchowa. Cały region stanąłby w płomieniach, a raczej w grzybach atomowych. Bo Izrael, czując, że idzie na dno, nie zawahałby się użyć swoich pocisków jądrowych. Tak jak wściekły pies, który, konając, kąsa jeszcze swoich zabójców.

[b]Może nie byłoby tak źle. Izraelowi już zdarzało się odeprzeć atak kilku sąsiednich państw arabskich naraz.[/b]

Taka wojna w obecnych warunkach byłaby tak straszliwą katastrofą zarówno dla Arabów, jak i Żydów, że nie ma co snuć spekulacji na temat jej przebiegu czy typować zwycięzców. Amerykański futurolog Herman Khan (mówiąc nawiasem, całkowity maniak) w latach 50. policzył, ile osób by zginęło w nuklearnej wojnie między USA a Związkiem Sowieckim. I wyszło mu, że 100 milionów Amerykanów i 200 milionów ludzi sowieckich. Czyli – konkludował – wygralibyśmy tę wojnę! Zamiast więc zajmować się takimi bzdurami, powinniśmy robić wszystko, by Izrael z powrotem stał się racjonalnym, normalnym krajem.

[b]Problem tylko w tym, czy jego sąsiedzi są racjonalni. Być może, aby przetrwać we wrogim, arabskim morzu, trzeba właśnie zachowywać się jak „wściekły pies”.[/b]

No, jeżeli rzeczywiście z góry założymy, że nie ma szans na rozwiązanie konfliktów z sąsiadami, to rzeczywiście są tylko dwie możliwości. Albo zbroić się po zęby, albo spakować manatki i przenieść się gdzie indziej. Oba te wybory uważam za błędne. Z Arabami można zawrzeć pokój. Liga Arabska już wystąpiła wobec Izraela z ugodową ofertą. Całkowite uznanie tego kraju przez świat muzułmański i zawarcie z nim normalnych stosunków w zamian za wycofanie się Izraelczyków z terytoriów okupowanych i stworzenie niepodległej Palestyny.

[b]Izrael najwyraźniej nie ufa Arabom, bo plan odrzucił. [/b]

Problemem na Bliskim Wschodzie nie jest bowiem jakaś abstrakcyjna wrogość wobec Izraela „wyssana z mlekiem matki” przez Arabów – nazywa się to dzisiaj w żydowskiej nowomowie „nowym antysemityzmem” – ale to, jak Izrael traktuje Palestyńczyków. Przypomnę rzecz wydawałoby się oczywistą: to Izraelczycy okupują terytoria palestyńskie, a nie odwrotnie. A mimo to przedstawiają się jako ofiary tego konfliktu. To dla mnie niepojęte.

[i]Wkrótce opublikujemy drugą część wywiadu z prof. Normanem Finkelsteinem. Opowiada on w niej o swoich pochodzących z Warszawy rodzicach – ocalałych z Holokaustu – oraz o tym, jak Izrael i amerykańskie organizacje żydowskie używają Zagłady do realizacji politycznych celów.[/i]

[b]Rz: Dlaczego nie lubi pan Izraela?[/b]

[b]Norman Finkelstein:[/b] To nie jest kwestia sympatii czy jej braku. Ja nie mam żadnych specjalnych uczuć do żadnego państwa na tej planecie. Ani do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkam, ani do Izraela, ani do Polski, gdzie urodzili się i mieszkali moi rodzice. Mnie interesują tylko poszczególni ludzie i ich działania. Dobre lub złe. Gdyby Palestyńczycy robili Izraelowi to, co Izrael robi Palestyńczykom, walczyłbym o prawa Izraelczyków.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy