Nie, to co się stało, było zaplanowane od początku do końca na szczytach izraelskiej władzy. Nie ma więc mowy o pomyłkach czy działaniu „czarnych owiec”, które miały się znaleźć wśród żołnierzy. Zresztą izraelscy dygnitarze mówili o tym wprost. Ówczesna szefowa dyplomacji Cipi Liwni mówiła, że armia w Strefie Gazy „poszła na całość tak jak tego żądałam”. A po zakończeniu masakry, gdy Strefa Gazy została obrócona w kupę gruzów, z dumą mówiła o tym, że wojsko wykazało się „prawdziwym chuligaństwem”. Inny urzędnik dodał, że Izrael działał jak „wściekły pies”, jak „szaleniec”.
[b]Wybiera pan szczególnie ostre wypowiedzi. Ale tylko słowa.[/b]
To spójrzmy na działania. Izraelczycy mieli w Gazie świetny wywiad. Okupowali ją w końcu przez 30 lat. Znali tam każdy kamień. Mieli szczegółowe plany architektoniczne każdego domu, sklepu czy zakładu przemysłowego. A mimo to lotnictwo izraelskie po zakończeniu działań bojowych przyznało, że 99 proc. celów, jakie zniszczyło, to były cele cywilne! Pomyłka? Nie ma mowy. Izrael używał najnowocześniejszych technologii wojskowych, które niezwykle precyzyjnie wskazują cele. Ta demolka była zamierzona. Chodziło o przesłanie światowi arabskiemu jasnego przesłania.
[b]Jakiego?[/b]
Nadal jesteśmy groźni. Jeśli z nami zadrzecie, to przejedziemy się po waszych krajach jak walec. Tak jak w Strefie Gazy „pójdziemy na całość”. Jak starożytni Wandale rozwalimy wszystko, co napotkamy na swojej drodze, obrócimy wasze kraje w gruzy.
[b]Ale na Izrael sypały się ze Strefy Gazy pociski. Żaden kraj nie mógłby tego tolerować.[/b]
Nietrafiony argument. Przed inwazją obowiązywało zawieszenie broni między Hamasem a Izraelem zawarte za pośrednictwem Egiptu. To Izrael je złamał. Obawiam się, że to państwo znalazło się w rękach szaleńców. To szalone państwo, które działa wbrew własnym interesom.
[b]Chyba zapędził się pan w krytyce...[/b]
Na pewno słyszał pan o tym, że niedawno Izraelczycy nie wpuścili Noama Chomskiego na Zachodni Brzeg Jordanu. Po co? Przecież gdyby on sobie spokojnie wjechał, wygłosił wykład na palestyńskim uniwersytecie i wyjechał, pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. A tak zrobiła się afera na skalę światową. Cały świat mówi o tym, jak represyjnym i autorytarnym reżymem stał się Izrael. To najlepszy dowód, że ten kraj działa nielogicznie i nieprzewidywalnie.
[b]Pan także nie został wpuszczony do Izraela. Mało tego, otrzymał 10-letni zakaz odwiedzania tego kraju.[/b]
Tak, to było kuriozalne. Przez sześć godzin przesłuchiwali mnie na lotnisku im. Ben-Guriona pod Tel Awiwem, aby potem odesłać mnie najbliższym samolotem. Dopiero potem z prasy dowiedziałem się, że stanowię „zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela”. Śmieszne.
[b]Ale odwiedzając Liban nie posunął się pan za daleko? Spotkał się pan z przedstawicielami Hezbollahu.[/b]
Stany Zjednoczone, w których mieszkam, mają wyjątkowo surowe przepisy antyterrorystyczne. Hezbollah znajduje się na amerykańskiej liście ugrupowań terrorystycznych. Gdybym rzeczywiście zrobił coś nielegalnego, w pierwszej kolejności miałbym problemy ze strony Amerykanów. Natychmiast trafiłbym za kratki. Więc Izrael się po prostu mści za to, co mówię.
[b]Mówi pan, że Izrael stał się „szalonym państwem”. Ale przecież przemoc towarzyszyła temu krajowi od momentu jego powstania.[/b]
To prawda, Izrael toczył wojny. Ale zawsze był przewidywalny, działał racjonalnie. Teraz zachowuje się jak oszalały hazardzista, który po każdej kolejnej przegranej podwyższa stawkę i rzuca się do jeszcze bardziej ryzykownej gry. Trudno powiedzieć, jak to państwo się zachowa, jaki impuls może wywołać jego wybuch. A żyjemy w momencie, gdy trzeba zachować niezwykłą ostrożność i wstrzemięźliwość. Zastanawiać się nad każdym ruchem. Izrael stąpa po polu minowym. Tymczasem zamiast uważnie i powoli stawiać kroki, on biega w kółko jak oszalały.
[b]Co pan ma na myśli?[/b]
Hezbollah po ostatniej wojnie niezwykle się wzmocnił. Zarówno moralnie, jak i militarnie. Nasrallah – a jest to jedyny arabski przywódca, u którego nie występuje sprzeczność między tym co robi, a tym, co mówi – zapowiedział, że w kolejnym starciu zada Izraelowi znacznie większe ciosy. Jeżeli Izrael znów zniszczy międzynarodowe lotnisko im. Rafika Haririego w Bejrucie, Hezbollah zniszczy lotnisko im. Dawida Ben-Guriona. Jeżeli Izrael znowu zniszczy libańskie porty, Hezbollah zniszczy Hajfę. Jeżeli Izrael znowu zniszczy Bejrut, pociski Hezbollahu posypią się na Tel Awiw.
[b]Co się stanie, jeżeli Izrael nie zmieni swojej obecnej polityki?[/b]
Zostanie zniszczony. I pociągnie za sobą dużą część świata arabskiego.
[b]Czyli totalna wojna w regionie?[/b]
Obawiam się, że tak. Wszystko może się zacząć od starcia z Hezbollahem. A potem może wystąpić reakcja łańcuchowa. Cały region stanąłby w płomieniach, a raczej w grzybach atomowych. Bo Izrael, czując, że idzie na dno, nie zawahałby się użyć swoich pocisków jądrowych. Tak jak wściekły pies, który, konając, kąsa jeszcze swoich zabójców.
[b]Może nie byłoby tak źle. Izraelowi już zdarzało się odeprzeć atak kilku sąsiednich państw arabskich naraz.[/b]
Taka wojna w obecnych warunkach byłaby tak straszliwą katastrofą zarówno dla Arabów, jak i Żydów, że nie ma co snuć spekulacji na temat jej przebiegu czy typować zwycięzców. Amerykański futurolog Herman Khan (mówiąc nawiasem, całkowity maniak) w latach 50. policzył, ile osób by zginęło w nuklearnej wojnie między USA a Związkiem Sowieckim. I wyszło mu, że 100 milionów Amerykanów i 200 milionów ludzi sowieckich. Czyli – konkludował – wygralibyśmy tę wojnę! Zamiast więc zajmować się takimi bzdurami, powinniśmy robić wszystko, by Izrael z powrotem stał się racjonalnym, normalnym krajem.
[b]Problem tylko w tym, czy jego sąsiedzi są racjonalni. Być może, aby przetrwać we wrogim, arabskim morzu, trzeba właśnie zachowywać się jak „wściekły pies”.[/b]
No, jeżeli rzeczywiście z góry założymy, że nie ma szans na rozwiązanie konfliktów z sąsiadami, to rzeczywiście są tylko dwie możliwości. Albo zbroić się po zęby, albo spakować manatki i przenieść się gdzie indziej. Oba te wybory uważam za błędne. Z Arabami można zawrzeć pokój. Liga Arabska już wystąpiła wobec Izraela z ugodową ofertą. Całkowite uznanie tego kraju przez świat muzułmański i zawarcie z nim normalnych stosunków w zamian za wycofanie się Izraelczyków z terytoriów okupowanych i stworzenie niepodległej Palestyny.
[b]Izrael najwyraźniej nie ufa Arabom, bo plan odrzucił. [/b]
Problemem na Bliskim Wschodzie nie jest bowiem jakaś abstrakcyjna wrogość wobec Izraela „wyssana z mlekiem matki” przez Arabów – nazywa się to dzisiaj w żydowskiej nowomowie „nowym antysemityzmem” – ale to, jak Izrael traktuje Palestyńczyków. Przypomnę rzecz wydawałoby się oczywistą: to Izraelczycy okupują terytoria palestyńskie, a nie odwrotnie. A mimo to przedstawiają się jako ofiary tego konfliktu. To dla mnie niepojęte.
[i]Wkrótce opublikujemy drugą część wywiadu z prof. Normanem Finkelsteinem. Opowiada on w niej o swoich pochodzących z Warszawy rodzicach – ocalałych z Holokaustu – oraz o tym, jak Izrael i amerykańskie organizacje żydowskie używają Zagłady do realizacji politycznych celów.[/i]