Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie „Wywyższeni. Od faraona do Lady Gaga" ukazuje, jak zmienił się wizerunek wyniesionych na szczyt. Dlaczego nad koronowane głowy przedkładamy dziś idoli popkultury? Nawet politycy chętniej obecnie stylizują się na popikony niż mężów stanu. W strategii celebryty sukces oznacza władzę nad zbiorową wyobraźnią. Prestiż, sława, pieniądze, wpływy są proporcjonalne do zdobytej popularności.
Lady Gaga, czyli Stefani Germanotta, według tegorocznego rankingu miesięcznika „Forbes" należy do ścisłej czołówki celebrytów świata. Na Twitterze jej wpisy czyta ponad 24 miliony osób, co sprawia, że jest najbardziej popularną użytkowniczką serwisu. Na Facebooku ma aż 50 milionów fanów. Dzięki wielu wcześniejszym hitom, jak i ostatniemu albumowi „Born This Way" (który już w pierwszym tygodniu rozszedł się w 2 mln egzemplarzy), piosenkarka i kompozytorka zarabia krocie. W 2011 roku – 25 mln dolarów.
Panna Germanotta, choć śpiewać umie, najchętniej sięga po prowokację. Głośno było o jej sukniach z włosów, z maskotek Kermita i z surowego mięsa. W tej czerwonej kreacji piosenkarka wystąpiła na rozdaniu nagród MTV i pozowała do okładki „Vogue". Właśnie to zdjęcie stało się symbolem wystawy w warszawskim Muzeum Narodowym.
Internet zdemokratyzował szanse. Aby zostać celebrytą w sieci, nie trzeba umiejętności czy talentu. Wystarczy zrobić coś przyciągającego uwagę, niekonwencjonalnego lub kontrowersyjnego. Nakręcić filmik komórką i wrzucić na YouTube'a, nagrać własną piosenkę i puścić w sieć. To wszystko da się zrobić o własnych siłach. Jeśli chwyci, anonimowy internauta może zostać sieciowym celebrytą. Rankingi na popularnych społecznościowych portalach, jak Facebook czy Twitter, zliczają wszystkie kliknięcia wchodzących i wyłaniają tych o największej liczbie odsłon. W realu mogą to być ludzie nierozpoznawalni, w wirtualnym świecie stają się megapopularni. Tego typu internetowych celebrytów nazywa się cewebrytami (z angielskiego ceWebrities). Zawsze też istnieje szansa, by z Internetu wskoczyć do grona oficjalnych celebrytów.
W przeszłości gloryfikujący wizerunek zarezerwowany był dla panujących. Władców portretowano w antykizowanym kostiumie, na koniu, w stroju rycerskim podkreślającym męstwo. Kreatorami królewskich i cesarskich wizerunków byli wtedy artyści. W przeciwieństwie do współczesnych specjalistów od wizerunku i mediów nie musieli gonić za zaskakującymi i szokującymi nowościami, lecz perfekcyjnie opanować kanon. Dopiero wtedy mogli go modyfikować i wzbogacać na miarę talentu.
Najbardziej intrygującym typem monarszych i cesarskich portretów są wizerunki, które nie tylko wynoszą władcę na szczyt drabiny społecznej, ale dodają mu boskich mocy. W katalogu „Wywyższonych" oglądamy reprodukcję słynnego dzieła z paryskiego Musée de l'Armée – „Napoleon tronujący w szacie koronacyjnej" Ingresa z 1806 roku. Malarz przedstawił na nim cesarza, stylizując go na boga, choć zaledwie dwa lata wcześniej portretował go jako skromnego konsula. Koronacja Napoleona odbyła w katedrze Notre Dame w grudniu 1804 roku w obecności papieża.
Na obrazie Ingresa Napoleon dzierży insygnia władzy królewskiej; w prawej ręce berło Karola V, w lewej berło Ludwika Świętego, przy boku ma miecz Karola Wielkiego. Ale to jeszcze za mało. Bonaparte siedzi na tronie jak Fidiaszowy Zeus lub Pan Zastępów z Ołtarza gandawskiego Jana van Eycka, a orzeł na dywanie pod jego stopami symbolizuje kapitolińskiego Jowisza. Aż trudno uwierzyć, że tak dalece posunięta propagandowa sakralizacja była po rewolucji francuskiej wciąż możliwa.