ORMO-wcy mieli specjalne mundury, oznaczenia i dystynkcje. Mimo że w szczycie popularności formacja liczyła ok. 400 tys. członków, nie cieszyła się społecznym uznaniem. Przeciwnie, wśród wielu wyzwisk funkcjonujących na polskich podwórkach można było (oprócz wulgaryzmów) usłyszeć także „ty ormowcu". I nie był to komplement. Nic dziwnego więc, że po przełomie 1989 r. dość szybko zlikwidowano organizację. Stało się to jeszcze w grudniu 1989 r., czyli formalnie wciąż decyzją Sejmu PRL (nazwę państwa zmieniono dopiero kilkanaście dni później).
Wróćmy jednak do grudnia 1970 r. i wspomnianego powyżej funkcjonariusza. Lech Marian przechodzi właśnie w pobliżu pętli tramwajowej Rakowice. Już z daleka dostrzega niewielki tłum, tłoczący się przed ścianą jednego z pawilonów handlowych. Gdy podchodzi bliżej, zauważa, że na ścianie pawilonu spożywczego ktoś przykleił dość sporą kartkę z niewprawnie ręcznie wykonanym, zawierającym błąd napisem: „Robotnicy! Tylko strajk zmusi panujący reżym do ustępstw! Robotnicy – Członkowie PZPR – Młodzieży. Przestańcie pracować, uczyć się, oddajcie legitymacje partyjne. Chcemy wolności. Swobody. Chcemy żyć! Precz z siepaczami ORMO. Niech żyje wolność! Niech żyje Polska!". Funkcjonariusz, zszokowany treścią plakatu, niezwłocznie postanawia go usunąć. Ku swojemu zaskoczeniu napotyka jednak opór ze strony zgromadzonych. Młody mężczyzna, ubrany w czerwony moherowy szalik, jesionkę i czarny kaszkiet najpierw obraża ormowca, a następnie próbuje uniemożliwić mu zerwane antyrządowego plakatu. Sytuacja staje się niebezpieczna, więc funkcjonariusz chwyta za służbową pałkę i przywołuje niesfornego obywatela do porządku.
Sytuacja jest opanowana – tłum się rozchodzi, a zdjęta kartka po chwili trafia do Miejskiego Sztabu ORMO. Klej jest jeszcze wilgotny – oznacza to, że plakat wisiał dość krótko i większego zamieszania w umysłach krakowian nie zdołał uczynić. Wraz z notatką służbową Lecha Mariana kartka trafia na biurko przełożonych. Powinni być oni dumni z postawy funkcjonariusza, zwłaszcza w tak newralgicznych i trudnych dla władzy dniach. Wszak podobne ulotki i plakaty pojawiały się w całym kraju. Jego samego z pewnością powinna więc spotkać nagroda. Kilka lat wcześniej usankcjonowano, że zasłużony funkcjonariusz może otrzymać pochwałę, nagrodę, a nawet specjalną odznakę ORMO. Lech Marian z pewnością byłby dumny z takiego wyróżnienia.
Sprawa zaczęła się jednak komplikować. Przełożonych funkcjonariusza zaczęło zastanawiać, w jaki sposób zapamiętał on tak dokładnie wygląd obywatela stawiającego opór. Przecież niemożliwe, by w porannej szarówce spostrzegł on np. kolor szalika. Zaczęto więc bliżej przypatrywać się sporządzonej przez funkcjonariusza ręcznej notatce opisujące całe zdarzenie. Niektóre litery były bardzo podobne do tych tworzących hasło na zarekwirowanym plakacie. Postanowiono więc zasięgnąć opinii specjalistów z Warszawy.
Plakat wraz z próbkami pisma Lecha Mariana przesłano do Warszawy, gdzie w pracowniach Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej MO, w Wydziale Badań Dokumentów, dokonano szczegółowej analizy porównawczej. Przy okazji do stolicy wysłano także inną ulotkę, znalezioną w Krakowie w tym samym czasie („Jedzmy telewizory, bracia robotnicy..."). Wynik ekspertyzy był jednoznaczny: „Przeprowadzone badania wykazały, że zakwestionowaną ulotkę zaczynającą się od słów „Robotnicy. Tylko strajk zmusi..." nakreślił Lech Marian, którego wzory pisma nadesłano. Drugą ulotkę nakreśliła inna osoba". Sytuacja była jasna.
Już kilka dni później funkcjonariusz ORMO kajał się przed przełożonymi: „Notatkę tę sporządziłem w celu wykazania się przed władzami naszego sztabu ORMO z własnej operatywności, poza tym zazdrościłem kolegom z ORMO ich sukcesów. Jednocześnie oświadczam, iż nigdy wcześniej nie robiłem żadnych podobnych ulotek i również i tę ulotkę zrobiłem tylko ze względu na brak sukcesów, w związku z czym chciałem się wykazać". Okazało się, że plakat nigdy nie został powieszony, nikt go nie przeczytał, nikt funkcjonariusza nie atakował. Klej, który na plakacie można było zobaczyć, został wykonany w domu z mąki tylko w celu uwiarygodnienia całej operacji. Wszystko było kłamstwem.