Sporo ostatnio jeździłem za granicę i to do krajów tak odmiennych jak Portugalia, Wielka Brytania czy Izrael. I w żadnym z nich nie widziałem niczego podobnego, mimo że np. Tel Awiw żył ostrą walką wyborczą. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy na ulicach Warszawy, jeszcze po drodze z lotniska, to anty-PiS-owskie billboardy. Początkowo sądziłem, że ktoś zapomniał zakleić stare plakaty, bo pamiętałem akcję opozycji sprzed kilku miesięcy z hasłem „PiS wziął miliony" („i rozdał dzieciom" – dopisywali wtedy zwolennicy rządu). I dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że tym razem kampania dotyczy polityków „uciekających do Brukseli". Czyli startujących do Parlamentu Europejskiego. Wtedy poczułem się jak w „Dniu świstaka".