III RP jako kwadratura stołka

Subotnik Ziemkiewicza

Publikacja: 31.03.2012 11:52

Rafał Ziemkiewicz

Rafał Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Słowo „cynizm" może oznaczać dwie rzeczy. Jest taki cynizm, który bierze się z wychłodzenia uczuć; cynizm zimny, starczy, właściwy ludziom, którym wszystko się już znudziło. Jest także cynizm namiętny. Stanowiący życiowe odkrycie, rodzaj olśnienia. Dotyka ono zwykle człowieka, który czegoś w życiu próbował, na czymś mu zależało, ale nic z tego nie wyszło, względnie sprawa, której służył, okazała się dwuznaczna. Iluminacja, że tak naprawdę na świecie wszystko jest picem, a chodzi tylko o to, kto kogo posunie, staje się wtedy kojącym balsamem na poranioną duszę.

Mam wrażenie, że taki właśnie jest przypadek Roberta Krasowskiego i jego książki „Po południu ? upadek elit solidarnościowych po zdobyciu władzy". Drugi podtytuł brzmi „Historia III RP, lata 1989 – 1995", i jest nieco mylący. To nie jest książka tego rodzaju, co „Reglamentowana Rewolucja" i „Pierwsze lata III Rzeczpospolitej" Dudka, albo wydany niedawno „Koniec systemu władzy" Pawła Kowala. To jest autorska wizja pierwszych lat po Okrągłym Stole ? powiedziałbym, powieść dla niepoznaki napisana w formie eseju ? w której proces polityczny ukazany zostaje jako dojrzewanie osób i zbiorowości do cynizmu.

Geremek, Kuroń i Michnik, Mazowiecki oraz Olszewski są w tej wizji dobrzy, ale naiwni, i muszą przegrać, bo naprawdę wierzą w to, co mówią, a mówią rzeczy zupełnie nie przystające do rzeczywistości. Kaczyński jest w tej wizji zły, bo cyniczny i obłudny, ale właśnie dlatego dobry, bo politycznymi manewrami, którymi buduje swą pozycję, uczy skutecznie przeciwników, że polityka to nie inteligenckie bajki, tylko gra w zabijanego. Bohaterem pozytywnym powieści Krasowskiego jest Wałęsa ? obercwaniak, który od początku zajarzył, z której strony jest chleb posmarowany, i miał słuszny plan wzięcia wszystkich krótko przy pysku, ale siła złego, nie poradził przeciw nazbyt licznym przeciwnikom, czego zdaniem autora powinniśmy żałować, bo gdyby nas za pysk wziął, to transformacja ustrojowa poszłaby dużo lepiej i dziś żylibyśmy w innym kraju. A postkomuniści z SLD i PSL to po prostu jedyni w opisywanym okresie „fachowcy", którzy z twardej szkoły oportunizmu odebranej w PRL wynieśli wiedzę, że polityka polega wyłącznie na zdobywaniu stołków i utrzymywaniu się na nich, dzięki czemu posiedli sztukę czarowania zarówno Zachodu, pilnującego cięcia kolejnych polskich budżetów, jak i wyborców, obdarowywanych przez władzę ponad możliwości okrawanych budżetów, co wprawdzie zwichnęło rozwój kraju i pozbawiło nas szansy dogonienia Zachodu, ale taka właśnie jest profesjonalna polityka.

Autor z cokolwiek neoficką gorliwością stara się odrzeć nas z wszelkich złudzeń i porozbijać wszystkie mity, zarówno prawicowe, jak i lewicowe. „W rzeczywistości" ? to ulubiona jego fraza ? wszystko było zupełnie inaczej, i o co innego w tym wszystkim chodziło. „Wojnę na górze" wywołał Mazowiecki, a nie Wałęsa, który potem robił co mógł aby odbudować dobre relacje z Geremkiem,  rząd Olszewskiego obalono wcale nie z powodu lustracji, przeciwnie, ogłoszona rzutem na taśmę lista zasobów archiwalnych SB stanowiła świadome budowanie mitu... W większości tych demaskacji ma rację (trudno mi jej zresztą nie przyznać, bo odnoszę wrażenie, że Krasowski pełnymi garściami czerpał tu z mojego „Polactwa" i „Michnikowszczyzny" ? w bibliografii ich jednak nie umieścił) ale skupiony na relacjonowaniu przepychanek, popełnia dwa poważne błędy.

Pierwszym jest ? dlatego właśnie określam rzecz mianem powieści ? przyjęcie za punkt wyjścia założonych psychologicznych sylwetek bohaterów. Historyk działa inaczej, analizuje czyny i wypowiedzi osoby, a potem stara się na ich podstawie zrekonstruować jej intencje. Zaczynając od drugiego końca, skazuje się Krasowski na naginanie faktów. Wybiera te, które dają się zinterpretować zgodnie z powieściowymi charakterystykami. Widać to, gdy opisując sprawę „Bolka" z pogromcy mitów nagle zmienia się w brązownika, albo gdy pisząc o lustracji, pomija jej tak istotny szczegół, jak tajemnicze buszowanie Michnika w archiwach MSW za wczesnego Mazowieckiego. Karkołomną woltą przechodzi też do porządku dziennego nad faktem, iż tenże Michnik, terroryzując moralnie swą niezłomnością całą opozycję w latach osiemdziesiątych, na przykład organizując środowiskowy bojkot Marcina Króla i wszystkich, którzy dopuścili się zbrodni jakiegokolwiek porozumiewania się z komuną, skutecznie zagwarantował monopol na takie porozumienie swojej grupie. Bo, jak się domyślam, trudno ten fakt pogodzić z wizją Michnika jako narwanego, ale w gruncie rzeczy szczerego, i cokolwiek oderwanego od politycznej rzeczywistości poczciwca.

Dla odmiany, w czarnym opisie działalności Jarosława Kaczyńskiego kompletnie pomija Krasowski wszystko, co nie było technologią przepychanki do żłoba, jego diagnozy społeczne i polityczne, które następne lata boleśnie potwierdziły, oraz posunięcia z nich wynikające. „W rzeczywistości" ? teraz ja się tą frazą posłużę ? Kaczyński walczył wtedy nie tylko o uznanie dla siebie i tej części opozycji, która nie mieściła się na urodzinowych przyjęciach Kuronia, ale przede wszystkim o rozbicie peerelowskich zależności i hierarchii elity państwowej, od samego początku dowodząc głuchym na to przyjaciołom z byłego KOR-u, że bez tego nigdy realnie nie przejmą władzy. To nie była, jak twierdzi Krasowski, szarża drugiego szeregu opozycji na bardziej zasłużony pierwszy szereg, blokujący dostęp do fruktów władzy. To było starcie grupy, która wierzyła, że autorytet jej autorytetów wystarczająco zapewnia jej posłuch chronionego przed jakimikolwiek zmianami aparatu państwa, służb i mediów, a bała się przede wszystkim przebudzenia społecznego i „demonów nacjonalizmu", które obudziłaby ich zdaniem demokratyzacja nazbyt schodząca w dół ? z politykiem, który chciał rzeczywistego odrzucenia PRL, a nie jego szminkowania.

Dziś widać, że zaniechanie rozliczeń zadecydowało o nieuchronnej klęsce III RP jako projektu modernizacyjnego. Zamiast zbudować państwo zachodnie, europejskie, wykorzystano zdobycze częściowej modernizacji ? będącej w swej połowiczności raczej swoistym NEP-em, długą „piedredyszką" ? do utrzymania struktury społecznej, logiki działania i hierarchii PRL, państwa służącego nie ogółowi obywateli, ale grupie uprzywilejowanej, nomenklaturze, czy, jak zwykłem ją za Dżilasem nazywać, wyrosłej z komunistycznej „nowej klasy" ? Jeszcze Nowszej Klasie. Państwa „towarzyszy Szmaciaków", chronicznie niezdolnego do poradzenia sobie nie tylko z drogami, kolejami czy edukacją, ale i przysłowiowym sznurkiem do snopowiązałki, reglamentującego sukces, oddającego władzę nad wielkimi obszarami życia publicznego sitwom, koteriom i mafiom. Słowem, znanego nam z widoku za oknem państwa, które organicznie nie jest zdolne osiągnąć stabilnego wzrostu, funkcjonuje w wiecznym deficycie, łatanym wpływami z wyprzedaży majątku narodowego, dotacjami unijnymi, pożyczkami, a po wyczerpaniu możliwości dalszego zadłużania ratującego się obniżaniem poziomu życia obywateli. Proszę się przyjrzeć, jak bardzo sytuacja Tuska, poświęcającego nasze emerytury utrzymaniu wysokich ratingów, bez których cała piramida długów zacznie mu się walić na głowę, przypomina dziś sytuację Messnera i Rakowskiego, usiłujących wyperswadować Polakom historyczną konieczność wprowadzenia „cen umownych". Na drogę, która tak się smętnie kończy, weszła przecież III RP w okresie, który postanowił opisać nam Krasowski.

Ale tego właśnie ? tego, co najciekawsze ? w ogóle nie opisał, choć dostrzegając zatrzymanie reform otarł się o istotę sprawy. Wszystko stało się samo z siebie, polityka, którą autor sprowadził do leninowskiego „kto kogo?" nie miała w sumie na nic wpływu, politycy ani nic nie zepsuli, ani nie naprawili, wszystko to mity ? twierdzi. Zrobili, co musieli, gdyby tego nie robili, inni by zrobili za nich. Ślepe siły historii! ? oto żywioł, który jedyny ponosi winy za, mówiąc sławnymi słowami towarzysza Stalina, przesranie przez Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność" szansy na lepszą Polskę. A na żywioł przecież obrażać się może tylko idiota.

To wyznanie wiary, z którym trudno dyskutować. Mnie ta wiara jest głęboko obca.

Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Jak Rosjanie nauczyli Ukraińców atakować rosyjskie lotniska?
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Rafał Trzaskowski zapracował sobie na brak zaufania wyborców
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Polacy nie chcą fejk prawicy, skoro mogą mieć oryginał
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Zandberg jak Maryla Rodowicz polityki. Czy dojrzeje jak Mentzen?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Młodość zdmuchnie duopol już za dwa lata