Mali zakładnicy

Moskwa wprowadza całkowity zakaz adopcji rosyjskich dzieci dla Amerykanów. Nowa ustawa poważnie zaszkodzi wizerunkowi Rosji – pisze analityk.

Publikacja: 14.01.2013 19:00

Justyna Prus

Justyna Prus

Foto: Archiwum

Ulicami Moskwy w niedzielę, 13 stycznia przeszedł marsz protestu przeciwko „ustawie niegodziwców". Według policji wzięło w nim udział 7 tysięcy ludzi, według uczestników – nawet 50 tysięcy. Na ulicach pstro było od plakatów ze zdjęciami deputowanych podpisanych jednym słowem: „Hańba".

Mięso armatnie przeciw USA

Nowa ustawa, a konkretnie poprawka, zakazująca obywatelom USA adopcji dzieci z Rosji, oficjalnie jest odpowiedzią na tragiczną śmierć dwuletniego Dimy Jakowlewa, pozostawionego przez przybranego amerykańskiego ojca w samochodzie, w którym zmarł na skutek upału. Mężczyzna został uniewinniony. Rosjanie przytaczają ten przykład, a także szereg innych zaniedbań i nadużyć przybranych rodziców w USA, ich zdaniem zbyt łagodnie potraktowanych przez tamtejszy wymiar sprawiedliwości.

Poprawkę nazywa się odpowiedzią na tzw. ustawę Magnitskiego, obejmującą zakazem wjazdu do USA  grupę funkcjonariuszy MSW i urzędników państwowych. Mieli oni być odpowiedzialni za doprowadzenie do śmierci w moskiewskim więzieniu w 2009 roku rosyjskiego prawnika Siergieja Magnitskiego, który reprezentował interesy Hermitage Capital. Magnitski ujawnił, że ten zachodni fundusz został okradziony przez rosyjskich stróżów prawa na miliony dolarów. Prawnik próbował więc walczyć o sprawiedliwość.

Zobacz demonstrację w Moskwie

„Amerykanie adoptują rosyjskie dzieci, żeby się nad nimi znęcać. Sądy w USA patrzą przez palce na nadużycia i wyrodnym rodzicom dają małe wyroki. A rosyjscy inspektorzy nie są dopuszczani do adoptowanych dzieci, by móc dopilnować egzekwowania ich praw" – taki komunikat otrzymuje przeciętny Rosjanin oglądający telewizję. Protestujący opozycjoniści i zwykli ludzie, którzy występują przeciwko poprawce, to zdaniem deputowanego Dumy Państwowej Wiaczesława Nikonowa „zwolennicy handlu rosyjskimi dziećmi".

– Sytuacja w rosyjskich domach dziecka jest zadowalająca - przekonuje bez mrugnięcia rzecznik praw dziecka Paweł Astachow. – Sami poradzimy sobie z naszymi sierotami, amerykańska adopcja uwłacza naszej narodowej dumie – argumentują deputowani Dumy. – Dzieci w Rosji się urodziły i w Rosji umrą – stwierdziła w jednym z wywiadów inicjatorka wprowadzenia do rosyjskiego prawa zakazu adopcji dla obywateli USA deputowana Jekaterina Łachowa, w przeszłości lekarz pediatra. Poprawkę poparła Rosyjska Cerkiew Prawosławna, a jej przedstawiciel Wsiewołod Czaplin tłumaczył: „Zagraniczna adopcja najczęściej oznacza pozbawienie prawdziwego chrześcijańskiego wychowania, a to prowadzi do oddalenia od Kościoła i drogi do życia wiecznego, do Królestwa Niebieskiego".

Czujecie się Państwo przekonani?

Rosyjska blogosfera i prasa z oburzeniem nazywane przez Kreml i jego media „liberalnymi" przytaczają konkretne przykłady, publikują zdjęcia niedoszłych amerykańskich rodziców i rosyjskich sierot – dużych i małych, zdrowych i chorych – opóźnionych w rozwoju, niepełnosprawnych. Pokazują czekające na nich w różnych miejscach USA pokoje pełne zabawek i książek.

Niepełnosprawni prawie bez szans

Mamy prostą sprawę. Jest mały człowiek, którego dotychczasowe życie to rzeczywistość domu dziecka. Człowiek, który – nierzadko – poznał już swoich nowych rodziców, widział zdjęcia swojego nowego pokoju, wielkiej kolorowej zjeżdżalni w ogródku. Człowiek, który słyszy komunikat: to wszystko nieprawda, zostajesz tutaj. Pozostaje mieć nadzieję, że nigdy nie usłyszy słów deputowanej Łachowej: te dzieci zostaną w domu dziecka, niech umrą w Rosji, w ojczyźnie. Może z jakiejś przebitki w telewizji dowie się, że amerykańscy rodzice tak naprawdę chcieli się nad nimi znęcać, zabić. Może odetchnie z ulgą...

A amerykańscy rodzice? Czy poczują się  „ukarani" przez Władimira Putina? To na pewno, choć pewnie wielu nigdy nie słyszało o Siergieju Magnitskim, a już na pewno nie znają nazwisk rosyjskich urzędników z czarnej listy Waszyngtonu. Będzie im ciężko, ale w końcu zapomną. Znajdą inne dziecko, może w Polsce, może na Białorusi, może gdzieś w Azji?

Owszem, zagraniczna adopcja nie jest tematem łatwym. Państwowym instytucjom trudniej jest kontrolować rodziców, którzy znajdują się w innym państwie, podlegają jego prawom i instytucjom. A jednak mimo wszystko nie sposób uwierzyć w to, że to właśnie było największą troską deputowanej Łachowej i jej 419 kolegów, gdy przegłosowywali poprawkę w niższej izbie rosyjskiego parlamentu. I senatorów z rosyjskiej Rady Federacji. I prezydenta Putina, który złożył swój podpis pod ustawą w dniu 28 grudnia 2012 roku.

Politykę, również międzynarodową nie zawsze robi się w białych rękawiczkach. Byliśmy już świadkiem wojen na ropę, gaz, nawet mięso czy nabiał. Tylko że dzieci to nie mięso ani kefir. Państwo, które samo chce dbać o moralne standardy w polityce światowej, musi to rozumieć.

Obrońcy „ustawy niegodziwców" argumentują na wysokim C, że Rosja jako mocarstwo nie może upatrywać zbawienia w Ameryce i sama musi się zająć swoimi sierotami. Obiecują, że zadbają o poprawę warunków w domach dziecka, i ułatwią tym dzieciom życiowy start i społeczną adaptację. Cerkiew prawosławna, i chwała jej za to, apeluje do Rosjan, by częściej decydowali się na adopcję. Mam nadzieję, że ktoś powie im również o tym, że „niepełnosprawny to też człowiek". Bo w Rosji, tak jak w Związku Sowieckim, przecież „niepełnosprawnych nie ma". Co jest eufemistycznym określeniem dla tego, że nie widać ich na ulicach.

Rosjanie – zresztą nie tylko oni – mniej chętnie adoptują niepełnosprawne dzieci. Są ostatnie w kolejce i mają najmniejsze szanse na znalezienie nowej rodziny. Według dostępnych danych adopcja zagraniczna w Rosji stanowiła dotąd około 30 procent adopcji w ogóle. To mniejszość, ale faktem jest, że Amerykanie częściej adoptowali dzieci z opóźnieniem rozwoju, chorobami, niepełnosprawnością.

Poza tym istnieje cały szereg przeszkód obiektywnych. Oto, co w lutym ubiegłego roku powiedział na antenie radia Swoboda, Stanisław, rosyjski ojciec szóstki adoptowanych niepełnosprawnych dzieci: „Przeszkodą jest przede wszystkim sam system. Na każde dziecko dom dziecka dostaje 50 tys. rubli (około 5 tys. złotych) miesięcznie, na niepełnosprawne – jeszcze więcej. Jeśli zabiera się dziecko z domu dziecka, to dyrektorowi tej instytucji automatycznie zmniejsza się budżet. I to chyba jest najważniejsza przyczyna utrudnień. Domowi dziecka nie opłaca się oddawać dziecka, nieważne, czy jest niepełnosprawne, czy zdrowe".

Biznes i korupcja

Problemem nie jest finansowanie domów dziecka – bo akurat na nie pieniędzy państwo nie żałuje – ale to, co dzieje się za dość szczelnie zamkniętymi drzwiami tych instytucji. Do baz danych, które są jedynym źródłem informacji o dzieciach zgłoszonych do adopcji, trafia tylko odsetek wszystkich sierot.

Zagraniczna adopcja to w Rosji wielki biznes. Mówią o tym ochoczo nawet zwolennicy zakazu, którzy argumentują, że likwidując amerykańską adopcję, ukróci się gigantyczną korupcję w tym sektorze. Agencje pośrednictwa każdorazowo pobierają od obcokrajowców haracz w wysokości kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Do tego dochodzi kontakt z biurokracją, wielopiętrowe długotrwałe procedury.

Nawet przy założeniu, że te oficjalne deklaracje o rozwiązaniu problemów rosyjskich sierot są szczere i zostaną zrealizowane, to z całą pewnością chwilę to potrwa. Czy naprawdę konieczne były tak radykalne działania?

Rosjanie twierdzą, że amerykańskie prawo jest zbyt pobłażliwe dla przybranych rodziców i ogranicza możliwość monitorowania sytuacji adoptowanych dzieci. Czy nie można było po prostu wynegocjować zmiany tej sytuacji w dwustronnej umowie, którą właśnie zerwano? Czy w tak lubianym przez rosyjską dyplomację pojęciu „odpowiedzi symetrycznej" mieści się logika, według której by „ukarać" Amerykanów, szkodzi własnym obywatelom?

„Putin zakazał adopcji rosyjskich dzieci Amerykanom, po czym sam adoptował Francuza Gerarda Depardieu" – tak złośliwy Internet komentuje niedawną decyzję prezydenta o przyznaniu aktorowi rosyjskiego obywatelstwa. „Poprawka Dimy Jakowlewa" zaszkodzi wizerunkowi Rosji i nie zrekompensuje tej szkody nawet „adopcja" setki światowych celebrytów.

Autorka pracuje jako specjalista w Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, była korespondentką  „Rzeczpospolitej" w Moskwie w latach 2009-2010

Ulicami Moskwy w niedzielę, 13 stycznia przeszedł marsz protestu przeciwko „ustawie niegodziwców". Według policji wzięło w nim udział 7 tysięcy ludzi, według uczestników – nawet 50 tysięcy. Na ulicach pstro było od plakatów ze zdjęciami deputowanych podpisanych jednym słowem: „Hańba".

Mięso armatnie przeciw USA

Pozostało 96% artykułu
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony