Rz: W 2015 roku Audi wykonało swoje sprzedażowe plany zakładane na 2018 rok. Czy te plany były niedoszacowane, czy Audi miało tak dobry rok?
Rzeczywiście, w 2015 roku mieliśmy w planach sprzedaż 1,5 mln aut, która okazała się o 300 tys. większa. Było to możliwe, bo mamy trafioną ofertę i odpowiednią globalną strategię, „trzy filary": Stany Zjednoczone, Europa i Azja, w tym przede wszystkim Chiny. Tymczasem nikt nie przewidywał, że popyt w Europie okaże się taki silny, a rynek rzeczywiście odbudował się po kryzysie finansowym. Na rynku amerykańskim udało nam się po raz pierwszy przekroczyć 200 tys. sprzedanych aut. W Chinach nasza sprzedaż też rośnie szybciej niż rynek. W tym kraju akurat był to dla nas rok konsolidacji, dokonaliśmy przeglądu strategii, odchodząc między innymi od polityki rabatowej.
Zresztą rynek chiński dopiero teraz zaczyna się normalizować. Dzisiaj rocznie sprzedaje się tam ponad 18 mln aut. W przeszłości mieliśmy w tym kraju wzrost w tempie dwucyfrowym, nawet o 70 proc. To nie było ani normalne, ani do utrzymania na dłuższą metę. W ubiegłym roku sprzedaliśmy tam prawie 600 tys. aut. Jeśli w 2016 wzrost sięgnie 5 proc., to będzie w pełni zadowalający. Jeszcze niedawno Chińczycy miesiącami musieli czekać na dostawę samochodu. Teraz przychodzą do dilerów, negocjują cenę, wyposażenie. Już jest tak, jak gdzie indziej. Pojawiły się normalne formy finansowania, takie jak leasing, kredyty. A jeszcze do niedawna rządziła wyłącznie gotówka, a klienci przychodzili do dilerów z torbami wypchanymi pieniędzmi.
Jaki efekt dla sprzedaży Audi miała afera spalinowa w Grupie Volkswagena, do której przecież Audi należy?
Dosłownie przez kilka dni spadła sprzedaż diesli. Potem szybko wszystko wróciło do normy.