Jednak mówienie o bliżej nieokreślonym uproszczeniu podatków w wirze kampanii wyborczej także nie powinno mieć miejsca. Tym bardziej że tak PiS, jak i PO miały okazję zrealizować te zapowiedzi w ciągu minionych sześciu lat.

Teraz słyszymy z ust przedstawicieli PiS, że zamiast dwóch ustaw dotyczących podatku dochodowego, zafundują nam jedną. Z kolei PO zlikwiduje formularz PIT. Skutek jest taki, że z pierwszej deklaracji niewiele dla zwykłego Kowalskiego wynika, bo nikt o szczegółach tego

manewru nie mówi. W drugim przypadku zaś co poniektórzy mogli pomyśleć, że PO zniesie całkowicie podatek dochodowy. Tak się nie stanie. Nadal będziemy płacić podatek PIT i dla większości społeczeństwa nadal będzie on na tyle skomplikowany, że konieczna będzie pomoc biur rachunkowych. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że ciężar rozliczeń podatkowych wezmą na siebie urzędnicy skarbowi – przede wszystkim dlatego, że nie mają oni wiedzy na temat naszych rocznych dochodów.

 

Do tego, że politycy składają obietnice bez pokrycia, już się zdążyliśmy przyzwyczaić. Dotąd jednak były to obietnice czytelne, teraz polityczne hasła są nie tylko absurdalne, ale przede wszystkim niewykonalne. Trudno bowiem wyobrazić sobie – jak chce PiS – te same przepisy podatkowe obowiązujące zwykłego Kowalskiego, jak i zatrudniającą 500 osób firmę. Trudno też uwierzyć, że już za rok czy dwa nie będziemy musieli się martwić o płacenie podatków, bo rozliczenie ich za nas weźmie na siebie urząd skarbowy i to w czasach, gdy o jednolitym systemie informatycznym w administracji nie ma co marzyć.