Taki morał płynie z historii naszego czytelnika. Niestety.
Otóż od kilku tygodni czytelnik był umówiony z firmą dekarską na wykonanie nowego dachu. Właściciel tejże firmy dokonał pomiarów i umówił się na poniedziałek na robotę. W niedzielę wieczorem inwestor potwierdzał, czy aby na pewno pan dekarz kolejnego ranka wejdzie na dach, bo wziął urlop, materiał z hurtowni czeka na odbiór, więc czas nagli.
Dekarz potwierdził. Następnego dnia rano zadzwonił do klienta, że przykro mu, ale jednak nie przyjedzie, bo słyszał, że po południu ma padać, więc nie ma co roboty zaczynać. Klient był zdziwiony, gdyż było słonecznie i nic nie zapowiadało zmiany pogody.
Po krótkiej, ale nieprzyjemnej wymianie zdań (inwestor pytał, co będzie, jak kolejnego dnia wiadomości o pogodzie znowu dla dekarza będą niepomyślne), czytelnik usłyszał, że jak mu się współpraca nie podoba, to... może sobie innej ekipy poszukać.
Tak też zrobił. Urlopu odwołać już nie zdążył, ale zatrzymał towar w hurtowni. Tam dowiedział się, żeby się nie przejmował, bo to pewnie chodzi o „dekarski poniedziałek". Aby jednak i wtorek nie był stracony, czytelnik zaczął szukać kolejnej ekipy. Na koniec dnia był już umówiony z innymi dekarzami.