Reklama

Deweloperzy boją się Narodowego Programu Mieszkaniowego i pseudoekologów

Narodowy Program Mieszkaniowy wykluczy firmy działające komercyjnie z gry - twierdzą deweloperzy. Tymczasem rząd ogłasza dziś, w jakich miastach powstaną pierwsze państwowe bloki.

Aktualizacja: 12.10.2016 06:00 Publikacja: 11.10.2016 20:10

Nowe osiedle we Wrocławiu. To już trzeci rok hossy na rynku mieszkaniowym.

Nowe osiedle we Wrocławiu. To już trzeci rok hossy na rynku mieszkaniowym.

Foto: Materiały Inwestora

Choć na nowe mieszkania od wielu miesięcy nie brakuje chętnych (tylko w pierwszej połowie 2016 roku w sześciu największych polskich miastach w kraju deweloperzy sprzedali dwukrotnie więcej lokali niż w analogicznych okresach w latach 2008, 2009, 2010, 2011, 2012), firmy obawiają się o swój biznes.Ich przedstawiciele rozmawiali na ten temat z naukowcami, doradcami rynku, finansistami oraz przedstawicielami rządu na III Kongresie Mieszkaniowym, który odbył się kilka dni temu we Wrocławiu.

Szybka ścieżka

– Narodowy Program Mieszkaniowy (NPM) zakłada, że do 2030 roku liczba mieszkań przypadająca na tysiąc Polaków osiągnie średnią europejską, czyli wzrośnie z 363 mieszkań do 435 na tysiąc osób. Oznaczałoby to, że w latach 2016–2030 państwo musiałoby doprowadzić do powstania ok. 2,7 mln lokali. Trzeba by zatem oddać około 180 tysięcy jednostek mieszkalnych rocznie, i to pod warunkiem, że lokali nie ubędzie. A wiadomo, że część z nich będzie wycofywana z zasobów ze względu na swój fatalny stan – mówił w czasie kongresu Kazimierz Kirejczyk, prezes firmy doradczej Reas.

Jego zdaniem mało możliwe jest, że państwo – Narodowy Operator Mieszkaniowy – będzie w stanie samo wybudować tak wielką liczbę mieszkań, skoro dobrze zorganizowany sektor prywatny przez ostatnie 15 lat produkował 127 tys. lokali rocznie. – Jak miałoby tego dokonać państwo? Nie ma wyjaśnienia w NPM – mówił prezes Kirejczyk. – Dziś 98 proc. lokali w Polsce buduje kapitał prywatny, a inwestycje państwa to ok. 4 tys. lokali rocznie. Jak nagle zwielokrotnić ten wynik?

Zdaniem deweloperów państwo mogłoby skorzystać z ich doświadczenia, ale nie chce. – Środowisko deweloperskie obawia się wykluczenia z rynku, z Narodowego Programu Mieszkaniowego, bo wszystkie dokumenty i regulacje, które powstają, mówią o tym, że państwo zamierza budować mieszkania tylko przez jednego narodowego dewelopera – uważa Grzegorz Kiełpsz, prezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich. – Dla tego narodowego dewelopera jest szykowana specjalna ścieżka realizacji inwestycji, która jest znacznie łatwiejsza niż dla prywatnych podmiotów. To bardzo zły kierunek, bo budowanie od podstaw państwowej firmy inwestycyjnej nie ma sensu. Przecież od 25 lat spółki zdobywają doświadczenie. Wykluczenie deweloperów z gry to błąd. Takie działanie skazuje program rządowy na niepowodzenie.

Reklama
Reklama

Deweloperom chodzi m.in. o to, że do życia zostanie powołany NOM, czyli Narodowy Operator Mieszkaniowy – centralny deweloper. Ma on budować tanie mieszkania na wynajem, z opcją ich wykupu na własność, w ekspresowym tempie. Dostanie bowiem ustawowe ułatwienia, dzięki którym będzie budował sprawniej, nie tracąc czasu na uciążliwe procedury. Prawdopodobnie nie będą jednak mogły z nich skorzystać firmy prywatne stawiające bloki, bo tylko NOM będzie realizował cele strategiczne, likwidując niedostatek mieszkaniowy. Zdaniem deweloperów to spowoduje, że prywatne firmy „będą musiały się zwijać".

Tomasz Żuchowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa, przekonywał, że „nikt nie będzie się musiał zwijać" w związku z działaniem NOM.

Nie będzie opozycji do gospodarki rynkowej. W NPM nie ma takich założeń – mówił w czasie kongresu Tomasz Żuchowski.

Firmy jednak wnosiły o zmiany w przygotowywanych przepisach, które pozwolą budować sprawniej także prywatnym spółkom, a nie tylko państwowym.

– Narodowy Operator Mieszkaniowy budzi mój niepokój. Może być bowiem dużym i niewydolnym quasi-deweloperem. Najlepszym instrumentem dla rozwoju budownictwa na wynajem są ulgi podatkowe. Mają także tę zaletę, że likwidują inwestycje za pieniądze pochodzące z szarej strefy, bo trzeba wykazać się realnymi dochodami, aby z ulgi skorzystać – podsumował dyskusję prof. Marek Bryx ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Szantaże i łapówki

Kolejną bolączką firm deweloperskich jest ekoterroryzm.

Reklama
Reklama

– Są takie stowarzyszenia, które wykorzystują argument troski o środowisko naturalne do wyłudzania pieniędzy. Inwestor musi zapłacić im kilkaset tysięcy złotych albo nieuczciwa organizacja włącza się do postępowań administracyjnych i za pomocą odwołań blokuje budowę – tłumaczy Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Opowiada, że na podobnej zasadzie próbują działać prawnicy. Uzyskują pełnomocnictwa od sąsiadów nowych osiedli i żądają pieniędzy od deweloperów. Jeśli ich nie dostaną, blokują inwestycje. – Firma może udowadniać swoje racje w sądzie, ale traci czas. Takie propozycje finansowe wielokrotnie słyszeli polscy deweloperzy. Winne są obecne regulacje prawne, które dopuszczają do takich sytuacji. Problemy wynikają z luk, które wykorzystują pseudoekolodzy lub nieuczciwi pełnomocnicy. Zmiana prawa i dostosowanie przepisów do rzeczywistości to podstawa, która może ukrócić nieuczciwy proceder – uważa Konrad Płochocki.

Nieruchomości
Rynek najmu schodzi z górki. Ale są mieszkania, które znikają w kilka godzin
Nieruchomości
Używane mieszkania wróciły do łask kupujących
Nieruchomości
Bitwa o najlepsze biura. Najsłabsze obiekty wypadną z rynku
Nieruchomości
Rynek nieruchomości dwa lata po powołaniu rządu. Ile dowiozły ministerstwa?
Nieruchomości
Czy będą kolejki u notariuszy
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama