Debiut warszawskiego projektu nie mógłby zapewne powstać, gdyby kilkanaście lat temu ktoś nie wymyślił avant popu – znakomitej próby oswojenia awangardy w taki sposób, że nie przestając być eksperymentem, dała się jednocześnie lekko i z przyjemnością słuchać.

Zobacz na Empik.rp.pl

Wszystkie ciosy były dozwolone: ambient mógł iść ramię w ramię z agresywną elektroniką, a brzmienie kwartetu smyczkowego rozmywać się w psychodeliczne tło. Mogły być to piosenki, ale również wielopoziomowe, dźwiękowe ilustracje – co kto chciał. Ten zwariowany eklektyzm był pomysłem genialnym, bo mając do dyspozycji nieograniczone źródła inspiracji, żaden z zespołów nie brzmiał tak samo, a sam avant pop zamiast gatunkiem stał się raczej sposobem myślenia o muzyce.

Czytaj więcej w "Uważam, Rze"