Melioranci z zębem

Jeszcze 20 – 30 lat temu widywaliśmy przede wszystkim ślady ich obecności - podcięte mocnymi siekaczami drzewa, pocięte gałęzie, okazałe żeremia, tamy na strugach i rowach. Teraz widać też same bobry – i to w jasny dzień, choć należą do zwierząt o raczej nocnym trybie życia

Publikacja: 26.01.2014 16:03

Melioranci z zębem

Foto: Archiwum autora, Tomasz Kłosowski TK Tomasz Kłosowski

To skutek ekspansji bobrów, w trakcie której coraz bardziej wyzbywają się lęku przed człowiekiem, zresztą przed kimkolwiek.

Jak lukrowany pączek

Oto w samo południe, na oczach zgromadzonych gapiów, bóbr wyłania się z przerębla. Pasemka wody na zmierzwionym futrze zaraz zamarzają i ów rezydent zimowych wód wygląda nieledwie, jak lukrowany pączek. Podąża do krzaka wierzbiny, pod którym bieleją poucinane już wcześniej i częściowo ogryzione z kory gałęzie. Gryzonie te ścinają duże drzewa przeróżnych gatunków i tną na kawałki, ale drewna nie jedzą, tylko łyko, korę, pędy i pączki, a także rośliny wodne. Wyprawiają się też coraz śmielej w głąb lądu na pola z kapustą, burakami czy do sadów owocowych, by zebrać smakowite spady. Ale to jesienią.

Bobry nie zapadają, jak wiele innych ssaków, w sen zimowy. W tym okresie muszą jeść. Toteż robią zapasy, tworząc w wodzie tzw. magazyny żerowe, gdzie pedantycznie, nieraz wedle grubości, poukładane są setki ściętych i przytaskanych jesienią gałęzi. Zasobów takiego magazynu nie starcza jednak zazwyczaj do wiosny, zwłaszcza, że użytkuje go – a przedtem wspólnymi siłami tworzy – cała bobrowa rodzina. Zatem już w styczniu i lutym zwierzęta opuszczają co rusz swe przytulne legowiska, by wziąć się do roboty. Stąd też takie scenki, jak opisana na początku.

Gody pod lodem

Aż zimno się robi na myśl, że ów styczeń i luty – to u tych pracowitych gryzoni czas płomiennych godów. Mają miejsce pod lodem, a łożem małżeńskim pary pozostaje lodowata woda. Samiec zachowuje męską sprawność w tych warunkach dzięki posiadaniu kości prąciowej. Czasem para wyłoni się z lodowatych odmętów. Częściej jednak baraszkuje pod lodową kołdrą. Przychówek pojawi się na świecie gdzieś około maja. Określenie „para" jak najbardziej tu pasuje, bobry bowiem naprawdę tworzą przykładne, monogamiczne związki. Co więcej – żyją w rodzinach, w których obok pary rodzicielskiej pozostają też młode z poprzednich lat, zanim się usamodzielnią, czyli opuszczą rodzinne terytorium i pójdą, czy raczej popłyną, na swoje.

Rodzina bobrów jest terytorialna, na zajmowany teren – zwykle odcinek cieku – nie wpuszcza intruzów. Jest on obstawiony słupkami granicznymi w postaci kamieni czy celowo wzniesionych kopczyków ziemi, na które władcy terytorium – przeważnie dorosłe samce – składają odchody.

Organizacja rodzinna jest żelazna, z wyraźną hierarchią i wynikłym z niej podziałem ról. To dzięki temu mogą bobry w krótkim czasie wznosić pokaźne żeremia i tamy, a także zapewnić sobie byt w ciężkich, zimowych warunkach. To zresztą też jeden z powodów ich tak dynamicznej ekspansji.

Wodą rządzą po swojemu

Bóbr, który po II wojnie światowej uchował się nielicznie w paru wodnych zakątkach północnej i wschodniej Polski, dziś znowu opanował cały kraj, nie wyłączając strumieni podgórskich.

Zwierzęta, niegdyś tępione – choćby dla futra i tłuszczu – odrodziły swą społeczność dzięki ludzkiej pomocy. A zwłaszcza jednego człowieka, którym był prof. Wirgiliusz Żurowski, prowadzący przed laty program ochrony i restytucji bobra w naszym kraju. Ale, ani profesor, ani nikt inny nie spodziewał się, że przyniesie on tak szybko tak spektakularny efekt. Gdy kiedyś bobry rozwożono i osiedlano – dziś się je wysiedla, a w każdym razie przesiedla z miejsc, w których zanadto bobrują i psocą, podkopując nasypy, mosty, zalewając pola, wycinając w pień drzewa.

Jednak ludzie pomogli też bobrom w rozprzestrzenianiu się niechcący - kopiąc rowy melioracyjne. Toż to dla tych zdecydowanie wodnych zwierząt wymarzone szlaki komunikacyjne, pozwalające dotrzeć tam, gdzie normalnie nie byłoby to możliwe. I nie tylko tym rowami docierają w nowe miejsca, ale zaczynają tam robić własne hydrotechniczne porządki.

Przede wszystkim – tamują rowy, tworząc zalewiska. Głównie po to, by wejścia do nor i żeremii, w których zamieszkają, były dla bezpieczeństwa zawsze pod woda. Ci czworonożni inżynierowie tarasują nawet rowy, przecinające zupełnie bezdrzewne łąki i pastwiska. Wtedy ściągają na budowę tamy, co się da – kamienie, stare dętki, worki po nawozach, części maszyn rolniczych, plastikowe butelki, a nawet porzucone zabawki. Budując kaskady tam, zarządzają wodą po swojemu, często oczywiście ku niezadowoleniu prawdziwych meliorantów.

Pewne nadleśnictwo wystąpiło o dotacje na rozbudowę małej retencji, nim jednak dostało pieniądze, miejscowe bobry już stworzyły własny system retencyjny. Trzeba było wystąpić o korektę dotacji i dodatkowe pieniądze, by sprzeciwić się gryzoniom, a retencję urządzić po swojemu.

Mieszają w oczyszczalniach

Jeżeli bobrowy zalew powstanie w lesie, systemy korzeniowe wielu drzew trwale znajdą się pod wodą, przez co drzewa te uduszą się i uschną. Bobrom to nie przeszkadza, choć bywa utrapieniem dla leśników. Ale i oni zaczynają widzieć jasne strony tej bobrowej inżynierii. W mazurskim nadleśnictwie Srokowo zbadano wpływ licznych na jego terenie bobrów i całego systemu stworzonych przez nie zalewów na środowisko, biorąc pod uwagę i straty, i zyski. Wyszło, że zalewy te gromadzą trwale 6 mln metrów sześciennych wody. „Chcąc sztucznie zakumulować taką ilość wody w lesie, wykorzystując program małej retencji dla terenów nizinnych, należałoby ponieść znaczne koszty" - zauważają leśnicy.

Dodając, że zalewy i tamy podnoszą poziom wód gruntowych w okolicy, przeciwdziałają powodziom i suszom, zmniejszają erozję i sprzyjają procesom tworzenia się gleb, a poza tym – szybko zaczynają tętnić życiem całej plejady zwierząt wodnych.

A spowalniając bieg rzek, sprzyjają samooczyszczaniu się wody. Takie zalewy – to wręcz naturalne oczyszczalnie. Tym skuteczniejsze, że bobry, pływając w nich to tu to tam, mieszają wodę i zwiększają jej natlenienie. Oryginalna sytuacja: budowniczy oczyszczalni sam jest w niej mieszadłem!

Tomasz Kłosowski

Sfinansowano ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej

To skutek ekspansji bobrów, w trakcie której coraz bardziej wyzbywają się lęku przed człowiekiem, zresztą przed kimkolwiek.

Jak lukrowany pączek

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej