Jest to płyta bardzo osobista. Krystiana Zimermana coraz trudniej namówić na nagrania i nawet zaprawieni w negocjacjach z gwiazdami szefowie Deutsche Grammophon, z którą Polak ma od lat kontrakt, nie potrafią przełamać jego niechęci. Materiały na rozmaite płyty leżą od lat w archiwach, a Polak nie chce zgodzić się na ich wydanie.
Zmienia zdanie tylko w szczególnych sytuacjach, jak było z poprzednim jego albumem, poświęconym Grażynie Bacewicz. Obecna płyta powstała dlatego, że jest hołdem dla Witolda Lutosławskiego.
Krystian Zimerman, który niechętnie także wyjeżdża w trasę koncertową ze swego szwajcarskiego domu, w 2013 roku uczynił to z okazji 100. rocznicy urodzin Lutosławskiego. W kilku europejskich stolicach zagrał jego koncert fortepianowy. Powstały w 1988 roku utwór był przecież jemu dedykowany.
Pianista do dziś wspomina spotkanie w Londynie, dokąd kompozytor przywiózł nuty dopiero co skończonego koncertu. 75-letni Lutosławski był wówczas autorytetem w świecie, Zimerman – bardzo znanym pianistą, ale dopiero co skończył 30 lat. Rozmawiali jednak wiele godzin, a Lutosławski nie chciał mu niczego narzucać. Oddał utwór w jego ręce.
Dziś Krystian Zimerman przyznaje, że interpretuje go inaczej, ale my też na muzykę Lutosławskiego tak patrzymy: z pewnym dystansem, ale i pokorą, bo czas potwierdził jej wartość. Inaczej słyszymy to, co kiedyś wydawało się awangardowe. Dostrzegamy, że kompozytor nie zrywał z tradycją, wybierał wartości mu bliskie i twórczo rozwijał.