Na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej w Warszawie tego lata sprzedawany jest dobrej jakości łotewski kwas chlebowy z dystrybutora. To nowość na naszym kapitalistycznym rynku, gdzie królują słodkie napoje gazowane. Pod względem wielkości sprzedaży coca-coli Polska zajmuje szóstą pozycję za takimi potęgami europejskimi, jak Hiszpania, Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy.
Tradycja picia kwasu chlebowego przetrwała w rozkwicie na terenie Rosji i krajów nadbałtyckich. Tam przy drogach spotyka się beczkowozy pełne tego napoju. Ludzie podjeżdżają z własnymi naczyniami, kupują kwas na litry. Na rynku polskim nazwa kwas chlebowy jest wykorzystywana przez producentów napojów sztucznych, którzy dostarczają napoje wytwarzane z chemicznych ekstraktów, zeszrotowanych zbóż, barwników, karmelu. Wszystko konserwowane benzoesanem sodu i pakowane w plastikowe butelki PET.
Prawdziwy kwas z żytniego chleba, drożdży, cukru, rodzynek, liści czarnej porzeczki, młodych pędów świeżej mięty i źródlanej wody to znakomity letni napój orzeźwiający. – Napoje gazowane zawierają zbyt dużo cukru, by działać podobnie. Gdy je pijemy, chce nam się jeszcze bardziej pić – mówi Agnieszka Sienkiewicz, dietetyczka. – Najlepiej gaszą pragnienie napoje fermentowane i woda gazowana.
Można pić także – jak narody arabskie – gorącą, mocną herbatę. – Zbyt zimny napój osłabia nasz układ odpornościowy, a różnica temperatury sprawia, że łatwo możemy się przeziębić – ostrzega dietetyczka.
Historia polskich napojów chłodzących pokazuje, że mamy własne wielowiekowe tradycje ich wytwarzania. Żętyca na przykład to fermentowany napój z mleka owczego. W 1830 roku Łukasz Gołębiowski pisał o jej leczniczych właściwościach: "świeża maślanka, serwatka, mianowicie żyntyca, ręczyca, z owczego mleka przegotowana, używała się do leków majowych, z kaszą lub kluskami była pokarmem czeladzi".