[b]Jak stał się pan harleyowcem?[/b]
[b]Dariusz Kramek:[/b] Dziesięć lat temu przyjaciel – wytrawny motocyklista, w końcu kupił sobie harleya. Dopiero w wieku 40 lat mógł sobie na niego pozwolić. I o ile nie robiły na mnie wrażenia motorowe maszyny, które miał przedtem, tak harley mną zawładnął. Nie byłem motocyklistą. Jako bardzo młody chłopak jeździłem na motorynce. Aż tu nagle harley. Po prostu pojawił się i przewrócił moje życie do góry nogami.
[b]W jaki sposób?[/b]
Jeśli ktoś podda się harleyowi całkowicie, jego historii, filozofii wolności i wstąpi do grupy harleyowców, całkowicie zmienia się jego życie. Pierwsze zmiany u takiego człowieka widać już na pierwszy rzut oka. W śmietniku lądują stare i nowe koszule, a zostają tylko te z napisem "harleydavidson". Kiedy jeździ się motocyklem, łatwo o wypadek czy trwałe inwalidztwo. Inaczej więc patrzy się na życie. Z większym szacunkiem. Poza tym harleyowi poświęca się cały wolny czas.
[b]Jest pan szefem dużego warszawskiego klubu harleyowców. Czy trzeba mieć jakieś predyspozycje, by połknąć bakcyla? Co was, prócz tego motoru, łączy? [/b]