Wałęsa był zwolennikiem tzw. diety optymalnej autorstwa
dr. Jana Kwaśniewskiego. – Jana, a nie Aleksandra – uczulał wszystkich. Minimalizowała ona lub wręcz wykluczała z menu węglowodany. Na talerzu byłego prezydenta rzadko więc pojawiał się ryż czy makaron. Mógł za to próbować wszystkich rodzajów serów, jadał jaja (przynajmniej cztery dziennie), podroby, galarety mięsne, tłuste rosoły, mięso i wędliny, także ryby, mleko i grzyby. Ulubiona potrawa w diecie optymalnej?
– Zupa szczawiowa z żółtkiem albo żurek z kiełbasą, palce lizać – wyznawał na łamach „Dziennika Zachodniego”. Lubił też boczek gotowany i wędzony, świeży smalczyk. A słynną zupę kapuścianą autorstwa Kwaśniewskiego Aleksandra? – Kapusta jest dobra dla czerwonych, ja bym tego do ust nie wziął – wyjaśniał prędko.
Gdy Aleksander Kwaśniewski był na diecie, to niemal nie jadał. Jerzy Dziewulski, szef ochrony byłego prezydenta, opowiada, że podczas spotkań kończących się posiłkami chwytał naprędce sałatkę jarzynową, którą popijał wodą niegazowaną, po czym odchodził jak najdalej od stołu i był nieco nerwowy. Gdy się nie odchudzał, miał słabość do pizzy.
– W pierwszej połowie lat 90. nie było w Warszawie tylu restauracji włoskich i pizzerii jak dziś – wspomina Dziewulski.