– To wstyd, żeby Warszawa miała takie lotnisko – mówi Grzegorz Szałowski. Mieszka w Madrycie i do Polski przylatuje kilka razy w roku. – Byłem już na wielu lotniskach w Europie, ale takiego ścisku i tak kiepskiej organizacji jak w Warszawie jeszcze nie widziałem. Dlatego jeśli tylko jest to możliwe, wracam do Hiszpanii z Krakowa, tam to wygląda dużo lepiej.
Podobnego zdania jest pan Witold, który właśnie czeka na samolot do Zurychu. Nie chce podać nazwiska. – Zbyt często korzystam z tutejszego lotniska, jeszcze miałbym jakieś nieprzyjemności – mówi. Lata po Polsce w interesach nawet kilka razy w tygodniu. – To, co się dzieje na terminalu międzynarodowym, to jeszcze nic w porównaniu z prawdziwymi dantejskimi scenami, do jakich dochodzi na krajowym. Już nieraz z powodu zbyt długich odpraw nie zdążyłem na samolot i musiałem odwoływać spotkania biznesowe w innych miastach – opowiada.
Z Okęcia każdego dnia odlatuje i przylatuje kilkaset samolotów. Tysiące pasażerów oczekują w poczekalni na odprawę lub stoją w kolejkach. Najdłuższe są te, w których oczekują pasażerowie wylatujący do Ameryki. Jednym z nich jest pan Władysław Gad, który od wielu lat mieszka w Nowym Jorku.
– Do Polski przyjeżdżam bardzo rzadko. Ostatnio byłem pięć lat temu. Dużo się zmieniło na plus, ale jeśli chodzi o lotnisko, to nadal jest bardzo źle – uważa. Nie przeszkadzają mu nawet tak bardzo kolejki. – Każdy musi swoje odstać. Okropne jest za to całe otoczenie lotniska. Brzydziłem się skorzystać z tutejszych toalet. Czy tak powinno wyglądać polskie okno na świat?
Innym wylatującym dużo bardziej doskwiera stanie w kolejkach. – Wie pan, stoimy już kilkadziesiąt minut, a jeszcze to potrwa – narzeka Bogdan Wojciechowski, który wraz z żoną leci do Chicago. – Nie rozumiem tutejszej organizacji pracy. Równocześnie odprawiane są samoloty do Chicago, Nowego Jorku i Toronto. Wszyscy ciśniemy się w jednej gigantycznej kolejce.