Chodzi o Gennadija Timczenko, który otwiera czarną listę Rosjan objętych sankcjami Zachodu, po rosyjskiej aneksji Krymu. To jedna z najbliższych osób prezydenta Rosji. Jak dowiedział się Financial Times, Timczenko dostał 1 mld dol. specjalnej dywidendy od firmy Gunvor, która sam stworzył w Szwajcarii wiele lat temu.
Firma handlu surowcami energetycznymi i przez długie lata miała monopol na sprzedaż rosyjskiej ropy. Przez nią trafiało w świat m.in. ponad 40 ropy z Rosneft, dopóki tego układu nie zerwał prezes Igor Sieczin.
Gunvor w 2015 r zwiększył zysk 4,7 raz do 1,25 mld dol.. Pieniądze dla Timczenki to oddany dług za odsprzedanie przez Rosjanina (z fińskim paszportem) 43,5 proc. akcji spółki. Gunvor podał, że dywidenda dla Timczenki nie narusza sankcji, bowiem biznesmen odsprzedał swoje udziały...dzień przez tym jak Zachód objął go sankcjami.
Przy tej okazji od początku pojawiało się pytanie czy był to przypadek; intuicja czy też coś zupełnie innego. Giennadij Timczenko bowiem na przeszłość niejasną i pełną białych plam. Nigdy nie przyznał się do pracy w sowieckich służbach, choć takie informacje pojawiały się w mediach nie tylko rosyjskich.
Biznesmen był od początku bardzo wrażliwy na takie dociekania. W 2008 r pozwał wydawcę The Economist za artykuł mówiący, że swoje imperium miał rzekomo zbudować na łapówkach i powiązaniach byłego szpiega KGB. Ostatecznie strony zawarły ugodę, zgodnie z którą The Economist ogłosił m.in., że pisząc o korupcji „nie miał na myśli tego, że Timczenko zbudował swój biznes za łapówki". Gazeta wycofała się także ze stwierdzenia, jakoby udziałowcem spółki Gunvor był Putin.