Wszystko dlatego, że jednym z najważniejszych kryteriów wyboru projektów w sytuacji, gdyby opiewały na więcej pieniędzy, niż było dostępnych w puli, po weryfikacji wymogów formalnych był moment złożenia wniosku. Nikt się nie zastanawiał, czy były propozycje lepsze i gorsze, jeśli i te, i te spełniały założone kryteria, wygrywał nie projekt lepszy, ale ten, który został złożony wcześniej.

Taki sposób przydziału unijnej pomocy wywołał lawinę krytyki. W przypadku e-dotacji kryteria

zostały zmienione i w późniejszych naborach nikt nie stał w kolejce, by złożyć wniosek jako jeden z pierwszych. Tymczasem niespodziewanie okazało się, że zmora polityki „kto pierwszy, ten lepszy" może powrócić przy okazji aplikacji firm o kredyt technologiczny. Do tej pory mało kto się nim interesował ze względu na niekorzystne kryteria przyznawania. Teraz zostały one zmienione, co natychmiast zwróciło uwagę firm na ten rodzaj wsparcia. I mamy problem – od dawna niewidziana kolejka z wnioskami pojawiła się tym razem pod BGK. Tłumaczenie banku, że nie będzie problemu „z kto pierwszy, ten lepszy", bo część wniosków się odrzuci i raczej pula dostępnych pieniędzy nie zostanie przekroczona, są trochę niepoważne.  Chyba nie o to tu chodzi.

Przedsiębiorcy od dawna narzekali na niejasne zasady przyznawania niektórych dotacji, obiecywano im zmiany i ułatwienia. I tak się stało, ale o kredycie zapomniano. I teraz mamy problem.