Partnerem relacji jest Personnel Service
Personnel Service niedawno opublikował raport, z którego wynika, że nastąpił znaczący odpływ z Polski pracowników z Ukrainy. Jak wyglądają te dane w szczegółach?
Krzysztof Inglot: Według danych NBP i według naszych szacunków średnio w Polsce w ub.r. przebywało 1,2–1,3 mln Ukraińców. W efekcie pandemii mieliśmy i mamy do czynienia z bardzo dynamicznymi odpływami Ukraińców z Polski. Tuż po wprowadzeniu stanu epidemii w Polsce mieliśmy szczyt tych wyjazdów. Według Straży Granicznej w pierwszym tygodniu wyjechało ponad 200 tys. osób. Miały na to wpływ też przedłużające się prace nad pierwszą tarczą antykryzysową. My od początku walczyliśmy o wprowadzenie zapisów, które pozwolą obcokrajowcom na przedłużenie terminu pobytu czy pozwolenia na pracę w Polsce do 30 dni po zakończeniu stanu epidemicznego. I takie zapisy zostały wprowadzone. Ustabilizowały one sytuację związaną z obawami wśród pracowników z Ukrainy i zahamowały falę wyjazdów. Szacujemy, że w naszym kraju pozostało ok. 1 mln osób z Ukrainy. Oceniamy, że obecnie liczba przyjazdów z tego kraju spadła o ok. 15 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Nieco więcej osób wyjeżdża, niż przyjeżdża.
Jakie są tego przyczyny? Czy tylko koronawirus, czy są też jakieś inne powody?
Główną przyczyną jest koronawirus. Pandemia wywołała panikę, spowodowała utrudnienia w poruszaniu się na terytorium Ukrainy, przez wiele miesięcy uniemożliwiała latanie samolotami do Polski, a granicę z Polską długo można było przekraczać tylko pieszo. To doprowadzało do mniejszej mobilności Ukraińców. Na to nakłada się efekt pandemiczny, który wywołał mikrokryzys w I półroczu: według szacunków Ministerstwa Pracy w tym czasie w Polsce liczba miejsc pracy zmniejszyła się o ok. 150 tys. Jednak my od początku zwracaliśmy uwagę, że nie potwierdzą się dane europejskie mówiące o tym, że Polska bardzo boleśnie odczuje pandemię i bezrobocie sięgnie poziomu 10 proc., a na koniec roku sytuacja będzie bardzo poważna. Mamy już wrzesień i widać wyraźnie, że tak się nie dzieje. Wynika to z tego, że unijni analitycy nie wzięli pod uwagę tzw. poduszki ukraińskiej. Czyli tego przeszło miliona ludzi, którzy są bardzo elastyczni. I z tych 150 tys. osób to najczęściej nie Polacy byli zwalniani z redukowanych miejsc pracy, a właśnie te osoby, które musiały wrócić na Ukrainę, bo np. skończyły u nas pracę, ale też wyjechały, kierując się swoim poczuciem bezpieczeństwa. To sprawiło, że nie widać spadku liczby miejsc pracy w Polsce w danych o bezrobociu, które wzrosło do ok. 4 proc. Co więcej, obecnie w gospodarce widać ożywienie, widać, że np. sektor automotive powoli się odradza i zaczyna zatrudniać. Ale widać też ożywienie wśród producentów dóbr konsumenckich, np. telewizorów czy lodówek, jak i produktów spożywczych. W tych sektorach widzimy bardzo duże zapotrzebowanie na pracowników. Fabryki zgłaszają zapotrzebowanie na 50, 100, a czasami nawet 200 osób. To wskazuje na odbicie w gospodarce, która już wchłonęła Polaków, którzy w wyniku pandemii znaleźli się na rynku pracy.