Choć wynagrodzenia w firmach rosną już w tempie dwucyfrowym, to podwyżki startowały z niskiego poziomu. Co szósta osoba, której podniesiono pensję w ciągu roku, dostała do 50 zł brutto. Kolejnych 12 proc. ma na pasku o 50 zł więcej, a następnych 11 proc. – do 200 zł. Z badania, jakie dla "Rz" przeprowadziła GfK Polonia, wynika, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy podwyżkę dostał co drugi pracownik. 30 proc. twierdzi, że ich pensje się nie zmieniają, a pozostali nie chcieli powiedzieć albo nie pamiętali. W lutym GUS podawał, że średnia pensja wzrosła rok do roku o 12,8 proc. – Część osób zaniża swoje wynagrodzenia. Często pracownicy, i to różnych specjalności, nie traktują dodatków, nagród i premii jako podwyżek – mówi Maciej Krzak, ekspert CASE. Uważa on, że choć na początku dekady wydajność rosła znacznie szybciej niż wynagrodzenia, to sytuacja, z jaką mamy do czynienia na rynku pracy od początku 2007 roku, jest dość niebezpieczna. – Zbliżamy się do granicy, gdzie firmy nie będą mogły już podnosić wynagrodzeń. Za bardzo rosną koszty pracy. Przejadamy naszą konkurencyjność – zdaniem ekonomisty nie jest to jeszcze tak widoczne, ponieważ wciąż rośnie produkcja. – Niebezpieczny będzie moment, gdy zwolni.
Prof. Elżbieta Kryńska z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych uważa, że musi teraz dojść do porozumienia między pracodawcami i pracownikami. – Ci pierwsi coraz wyraźniej odczuwają wzrost kosztów pracy, a drudzy wpadają w iluzję płacową. Część ich niskich podwyżek zaczyna zjadać rosnąca inflacja.
Marta Petka, ekonomistka Raiffeisen Banku, szacuje, że płace będą rosły. W tym roku o 9 proc., w przyszłym o 8 proc. i za dwa lata o 7 proc. Nieco mniej optymistyczne założenia ma rząd. Ocenia, że w tym roku wzrosną one o ok. 7 proc.
Z analiz NBP wynika, że nowych pracowników chce zatrudnić prawie połowa firm, nieco mniej zamierza też podnosić płace. Według Joanny Kotzian z firmy doradczej HRK poszukiwani są wykwalifikowani pracownicy do działów produkcji.W cenie są też specjaliści (np. księgowi i informatycy) ze znajomością języków obcych. Ale pracowników wciąż potrzebują firmy budowlane i handlowe. Według szacunków "Rz" najbardziej dramatyczna sytuacja jest w handlu, gdzie mówi się o 100 tys. osób potrzebnych od zaraz.
– Rywalizacja o pracownika jest jedną z głównych przyczyn rosnących płac. Firmy narzekają na konieczność podwyższania wynagrodzeń, ale muszą sprostać zamówieniom i ostatecznie akceptują – przynajmniej częściowo – roszczenia płacowe pracowników – uważa Joanna Kotzian.