Moda na telewizyjne programy o gotowaniu zawitała do nas stosunkowo niedawno, ale ich powodzenie sprawiło, że kucharze stali się celebrytami rządzącymi kubkami smakowymi rodaków. Nawet tych, którym stan finansów pozwala jedynie na pizzę, hamburgera czy kebab z colą.
Polscy filmowcy jak dotąd pozostawili gotowanie telewizji, z wyjątkiem Krzysztofa Langa i jego „Śniadania w łóżku" z Tomaszem Karolakiem jako mistrzem patelni. Widzowie kinowi muszą się więc zadowolić importem. Niedawno oglądaliśmy sprowadzonych z Francji „Facetów od kuchni" czy „Niebo w gębie", a z Indii „Smak curry". Teraz przyszła kolej na Stany. Za dwa tygodnie zobaczymy Helen Mirren w roli właścicielki restauracji w „Podróży na sto stóp", a teraz wchodzi do kin „Szef". To autorski film Jona Favreau, który napisał scenariusz, zagrał rolę tytułową, a całość wyprodukował i wyreżyserował.
Favreau zapragnął odpocząć od wysokobudżetowych produkcji typu „Iron Man" czy „Kowboje i obcy", którymi się zajmował, i zrealizować coś skromniejszego, za niewielkie – jak na Hollywood – pieniądze. Pozycja i osobiste kontakty sprawiły, że zagrały u niego za symboliczne wynagrodzenie gwiazdy: Scarlett Johansson (jako brunetka) czy Robert Downey jr.
Carl Casper jest szefem renomowanej restauracji w Los Angeles. Gotowanie to jego pasja i życiowe spełnienie. Każda potrawa to dzieło sztuki kulinarnej. Ale zapłacił za to wysoką cenę: mieszka sam po rozwodzie z Inez (Sofia Vergara), a syn niemal go nie zna. Na wieść, że do restauracji ma zawitać opiniotwórczy internetowy krytyk kulinarny (Oliver Platt), Carl szykuje nowe awangardowe menu.