Reklama

Egipcjanie nie chcą reform

Wzrost znaczenia dolara w gospodarce i odwrót od wolnego rynku to już widoczne efekty zmian w Egipcie. Szykują się napięcia z Izraelem, bo nowe władze uznały, że sąsiedzi kupują gaz za tanio. Egipt po rewolucji z 25 stycznia jest taki, jakiego chcą ulica i wojskowi, którzy przejęli władzę

Publikacja: 29.04.2011 04:08

W Egipcie liczą, że turyści przywiozą euro i dolary. Po przewrocie i kłopotach z wypłatami przez lud

W Egipcie liczą, że turyści przywiozą euro i dolary. Po przewrocie i kłopotach z wypłatami przez ludność swoich oszczędności z banków miejscowi patrzą na egipskie funty jak na zło konieczne

Foto: BEW

Jaśminowa rewolucja odsunęła od władzy wykształconych na zachodzie biznesmenów, których egipska ulica długo nie zaakceptuje. Oznacza to wstrzymanie rynkowych reform, do których przez całe lata Bank Światowy (BŚ) i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) namawiały rząd w Kairze. Namawiały tak namolnie, że nawet Stany Zjednoczone hamowały MFW.

Inna sprawa, że reklamowana przez BŚ i MFW prywatyzacja kojarzona jest jedynie z przejmowaniem dobra wspólnego przez przyjaciół w władzy. Bogacił się nie kraj, ale elity. Według BŚ 40 proc. społeczeństwa nadal żyje poniżej granicy nędzy, a czytać i pisać umie tylko co trzeci obywatel.

Egipt nie potrafił wykorzystać swojego strategicznego położenia. Rozwój gospodarki hamowany jest wysokimi podatkami, niestabilną sytuacją legislacyjną i niewystarczającą liczbą wykwalifikowanych pracowników.

Eksport liczony na głowę mieszkańca rósł w latach 1990 – 2009 w tempie 5 proc. rocznie. O połowę wolniej niż w Indiach i o jedną trzecią tego, co w Chinach, które do Egiptu eksportują nawet figurki sfinksa i piramid oraz typową egipską biżuterię. Podobno w Egipcie nie opłaca się ich produkować.

Tymczasem według MFW do roku 2020 Egipcjanie muszą stworzyć 10 mln nowych miejsc pracy, żeby zatrudnić absolwentów szkół. W tej sytuacji PKB – jak wyliczył MFW – powinien rosnąć przynajmniej o 10 proc. rocznie, dwa razy szybciej niż od 2000 roku, pięciokrotnie szybciej niż tegoroczna prognoza.

Reklama
Reklama

– Egipcjanie doskonale wiedzieli, że Amerykanie naciskają na reformy, a zadowalają się półśrodkami – uważa Arvind Subramianian, który w końcu lat 90. był przedstawicielem MFW w Kairze. Zdarzało się, że pod naciskiem Waszyngtonu nawet MFW łagodził swoje wymagania wobec Egipcjan. Cierpiała na tym gospodarka, coraz mniej konkurencyjna.

Pożegnanie z liberalizacją

W czasie ostatniej rewolucji spłonęły centra handlowe, które były symbolem społecznej nierówności. Nie widać, żeby ktoś miał zamiar je odbudowywać.

I choć władze zapewniają, że nie będzie odwrotu od reform rynkowych, to wszystko wskazuje, że przynajmniej okres przejściowy jest nieunikniony. Wojskowi zawsze byli przeciwni liberalizowaniu gospodarki.

– Na razie nastroje skłaniają się ku potępianiu kapitalizmu, a nie uznaniu, że jest to ustrój odpowiedni dla Egiptu – mówi Jon Altmann z Centrum Międzynarodowych Studiów Strategicznych, wcześniej pracownik Departamentu Stanu USA. Jego zdaniem za niepowodzenia reform gospodarczych Egiptu, a także za doprowadzenie do politycznego wrzenia będzie obwiniana prywatyzacja.

Ale i stan gospodarki, jaki odziedziczył rząd wojskowych, jest nie do pozazdroszczenia – PKB w I kwartale spadł o 7 proc. Władze nawet nie mają co marzyć o cofnięciu jakichkolwiek subsydiów, na które idą opłaty z tranzytu przez Kanał Sueski (5 mld dol.) i pomoc od rządu USA (1,5 mld dol.).

Egipcjanie się nauczyli, że ulica może załatwić wszystko. – Jakiekolwiek zmiany w gospodarce będą kontrolowane przez populistów. Władze muszą teraz słuchać opinii publicznej. A ta żadnej liberalizacji nie chce, bo fatalnie się im kojarzy – uważa Michele Dunne, która pracowała w ambasadzie USA w Kairze w latach 2000 – 2003.

Reklama
Reklama

„Emerytowani wojskowi są dzisiaj prezesami wielu państwowych firm – od produkcji cementu, przez budownictwo, ropę i gaz, hotelarstwo po produkcję oliwy z oliwek i linie lotnicze. Przy tym uważają oni prywatyzację za zagrożenie dla swojej władzy" – czytamy w ujawnionej przez WikiLeaks depeszy ambasador USA w Kairze Margaret Scobey.

Minister finansów Egiptu Samir Radwan zapewnia, że będzie inaczej. – Nie ma odwrotu od reform – mówił podczas konferencji prasowej w ostatni piątek.

Ostrzej z Izraelem

Nowe władze egipskie doszły do wniosku, że umowa z 2008 roku o dostawach gazu dla Izraela, stawiana jako wzór współpracy egipsko-izraelskiej na Bliskim Wschodzie, jest dla Egiptu niekorzystna. Pięciu wysokich urzędników Ministerstwa Energii z ministrem na czele zostało aresztowanych.

Powód? Ceny eksportowe naruszały egipskie interesy. W efekcie kraj stracił 714 mln dol.

Umowa była bezpieczna, dopóki przy władzy był Hosni Mubarak. Teraz, kiedy nowe władze zdecydowały, że pójdzie do więzienia, dostawy przestały być pewne.

– Mubarak pod dyktando Amerykanów zawsze robił wszystko, czego chciał Izrael. Nigdy nie interesował się tym, co myślą Egipcjanie – wskazuje profesor Mansur Abdel Wahab Mansur, politolog z uniwersytetu Ain Shams.

Reklama
Reklama

Jego zdaniem nowy rząd musi bardziej słuchać opinii publicznej. W tym wypadku z pewnością będzie ona negatywna.

Wystarczy wspomnieć kilkukrotne wysadzenie w powietrze – miało to miejsce także w tym tygodniu – gazociągu biegnącego do Izraela przez Synaj. Ta droga transportu, która zaspokajała Izraelowi 40 proc. potrzeb, nie została jeszcze w pełni odbudowana. Inna sprawa, że płynący tamtędy gaz kosztował połowę tego, co eksportowany z tych samych egipskich złóż do Grecji i Włoch.

Krótsza droga przesyłu to tylko jeden z argumentów za niższą ceną. Izraelczycy zapewniają, że są gotowi do renegocjacji umowy, ale obawiają się, że to dopiero początek napięć. Wiadomo, że z jakichś powodów z Egiptu uciekł Hussein K. Salem, przyjaciel byłego prezydenta, właściciel firmy eksportującej gaz East Mediterranean Gas.

Żółw za dolary

Rewolucja nauczyła również Egipcjan, że pieniądze w bankach nie zawsze są dostępne, a miejscowa waluta niestabilna. Dlatego dzisiaj w kurortach, które się zapełniają, im dalej od Kairu, tym bardziej, sklepikarze patrzą na egipskie funty jak na zło konieczne.

Podobnie jest w Dolinie Królów. Każdy zarobiony funt jest natychmiast wymieniany na twardą walutę, której wysoki kurs jest sztucznie utrzymywany.

Reklama
Reklama

– Nie masz ani dolarów, ani euro? – pytają. I te dolary czy euro starają się wycisnąć gdzie tylko się da. Na turystów urządzają zasadzki.

– Chcesz zobaczyć żółwia? – pyta młody człowiek, który przez kilka godzin dziennie przesiaduje w wodzie. I proponuje, że pokaże mi zwierzę za 5 euro. Wiem, gdzie jest żółwiowa łączka, więc moja oferta brzmi: to ja pokażę dwa żółwie za 10 euro. Odpływa.

Przejście brzegiem państwowej plaży poza terenem hotelu? Jak spod ziemi pojawia się młody człowiek i żąda: – Pięć euro. – Za co? Za przejście plażą. – Dlaczego pięć? – No może być cztery. Ale wydam ci resztę z banknotu pięciodolarowego, bo nie chcą wymieniać monet – brzmi odpowiedź.

Postraszenie policją, której Egipcjanie nadal boją się jak ognia, skutkuje natychmiastowym odwrotem. Tego jaśminowa rewolucja nie zmieniła.

Ekonomia
Polscy liderzy w Davos w czasie Światowego Forum Ekonomicznego
Ekonomia
Od danych do decyzji, czyli transformacja i AI w biznesie
Gospodarka
Czesi zaskoczeni sukcesem Polski. Ekspert o współpracy: Strategiczna konieczność
Ekonomia
Nowe trendy w elektryfikacji floty
Ekonomia
Czas ratyfikować Zrewidowaną Europejską Kartę Społeczną
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama