Naszej walucie nie sprzyjało ogólne pogorszenie sentymentu na rynkach finansowych. Przyczyniły się do tego rozczarowujące informacje o spadającym PKB (w IV?kwartale) w strefie euro i najważniejszych gospodarkach unijnych. W reakcji inwestorzy wyprzedawali wczoraj euro, które straciło 0,9 proc. do dolara amerykańskiego, ciągnąc za sobą również waluty innych państw unijnych, w tym Polski.

Drugim czynnikiem zachęcającym do ograniczania ekspozycji na złotego były obawy związane z publikowanymi w piątek o godz. 14 danymi o styczniowej inflacji w naszym kraju. Spora część inwestorów obawia się, że ceny w Polsce rosły znacznie wolniej, niż zakładano do tej pory, co przesądzi o kolejnej obniżce stóp procentowych, a to z kolei odbije się negatywnie na atrakcyjności papierów dłużnych. Dlatego wieczorem euro kosztowało w Warszawie ponad 4,17 zł, czyli 0,4 więcej niż w środę. Frank zyskał 0,7 proc., do 3,39 zł, a dolar aż 1,3 proc., do 3,13 zł.

Oprocentowanie obligacji dwuletnich wynosiło wieczorem 3,31 proc. Dla pięciolatek było to 3,62 proc., a dziesięciolatek 4,05 proc.